Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir”, marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Barwna nazwa lokalu była dziełem przypadku – właścicielka nie miała na nią pomysłu, ale kiedy tak rozmyślała, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro "Czarny motyl", czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Właścicielka zadbała o to, żeby menu również było francuskie, dlatego w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia. Nawet kucharz Justyny i jej kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że "Motyl..." to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to restauracja przysparza tylko problemów. Kosztuje mnóstwo stresu i przepłakanych nocy. Justyna sama przyznaje, że ma ochotę spalić lokal i uciec jak najdalej.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir”, marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Barwna nazwa lokalu była dziełem przypadku – właścicielka nie miała na nią pomysłu, ale kiedy tak rozmyślała, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro "Czarny motyl", czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Właścicielka zadbała o to, żeby menu również było francuskie, dlatego w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia. Nawet kucharz Justyny i jej kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że "Motyl..." to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to restauracja przysparza tylko problemów. Kosztuje mnóstwo stresu i przepłakanych nocy. Justyna sama przyznaje, że ma ochotę spalić lokal i uciec jak najdalej.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir”, marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Barwna nazwa lokalu była dziełem przypadku – właścicielka nie miała na nią pomysłu, ale kiedy tak rozmyślała, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro "Czarny motyl", czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Właścicielka zadbała o to, żeby menu również było francuskie, dlatego w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia. Nawet kucharz Justyny i jej kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że "Motyl..." to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to restauracja przysparza tylko problemów. Kosztuje mnóstwo stresu i przepłakanych nocy. Justyna sama przyznaje, że ma ochotę spalić lokal i uciec jak najdalej.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir”, marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Barwna nazwa lokalu była dziełem przypadku – właścicielka nie miała na nią pomysłu, ale kiedy tak rozmyślała, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro "Czarny motyl", czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Właścicielka zadbała o to, żeby menu również było francuskie, dlatego w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia. Nawet kucharz Justyny i jej kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że "Motyl..." to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to restauracja przysparza tylko problemów. Kosztuje mnóstwo stresu i przepłakanych nocy. Justyna sama przyznaje, że ma ochotę spalić lokal i uciec jak najdalej.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir”, marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Barwna nazwa lokalu była dziełem przypadku – właścicielka nie miała na nią pomysłu, ale kiedy tak rozmyślała, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro "Czarny motyl", czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Właścicielka zadbała o to, żeby menu również było francuskie, dlatego w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia. Nawet kucharz Justyny i jej kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że "Motyl..." to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to restauracja przysparza tylko problemów. Kosztuje mnóstwo stresu i przepłakanych nocy. Justyna sama przyznaje, że ma ochotę spalić lokal i uciec jak najdalej.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir” marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Bo nazwa bistro też była dziełem przypadku – właścicielka nie miała pomysłu, ale kiedy rozmyślała nad nią, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro czarny motyl, czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Justyna zadbała o to, żeby menu również było francuskie, więc w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia, bo nawet kucharz Justyny i kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że lokal to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to bistro przysparza je tylko problemów.
Restauracja kosztuje ją mnóstwo stresu i przepłakanych nocy, że czasami sama przyznaje, że ma ochotę spalić restaurację i uciec jak najdalej.
Ten odcinek przejdzie do historii przez tzw. fochy restauratorki z Katowic. I wszystkie obelgi, jakie wystosowała pod adresem pani Magdy. Zobaczcie najmocniejsze fragmenty i wyróbcie sobie sami opinię na ten temat. ;)
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir”, marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Barwna nazwa lokalu była dziełem przypadku – właścicielka nie miała na nią pomysłu, ale kiedy tak rozmyślała, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro "Czarny motyl", czyli po francusku „Le Papillon Noir”.
Właścicielka zadbała o to, żeby menu również było francuskie, dlatego w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia. Nawet kucharz Justyny i jej kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki…
Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony.
Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że "Motyl..." to jej największa życiowa porażka.
Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to restauracja przysparza tylko problemów. Kosztuje mnóstwo stresu i przepłakanych nocy. Justyna sama przyznaje, że ma ochotę spalić lokal i uciec jak najdalej.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir” marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Bo nazwa bistro też była dziełem przypadku – właścicielka nie miała pomysłu, ale kiedy rozmyślała nad nią, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro czarny motyl, czyli po francusku „Le Papillon Noir”. Justyna zadbała o to, żeby menu również było francuskie, więc w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia, bo nawet kucharz Justyny i kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki… Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony. Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że lokal to jej największa życiowa porażka. Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to bistro przysparza je tylko problemów. Restauracja kosztuje ją mnóstwo stresu i przepłakanych nocy, że czasami sama przyznaje, że ma ochotę spalić restaurację i uciec jak najdalej.
Ostatni odcinek programu Magdy Gessler zanotował rekordową oglądalność! „Kuchenne rewolucje” z Sosnowca obejrzało blisko 3 miliony widzów. TVN był liderem pasma wieczornego, osiągając niemalże 30 proc. udziałów w grupie komercyjnej 16-49. Emitowany w czwartek odcinek był jednym z pięciu najlepiej oglądanych w historii programu!
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży.
Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu.
Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki.
Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
"Wspaniałe przeżycie!" - restauratorzy po "Kuchennych rewolucjach" mówią, jak jest naprawdę! ;)
Czy istnieje życie po "Kuchennych rewolucjach"? Jest szansa na sukces?
Czy warto się zgłosić do "Kuchennych rewolucji"? Odpowiadają restauratorzy, którzy "przeżyli" program!
Jak jest Magda Gessler, gdy gasną światła kamer na planie "Kuchennych rewolucji"?
Zupa z palonym drewnem? Finałowa kolacja w Olsztynie porwała tłumy! („Kuchenne rewolucje”)
Powrót do "Nie lada ryby" okazał się pełen smaku czy wręcz przeciwnie? Zobaczcie to na własne oczy!
Nieudana golonka, zbity talerze, płacząca kucharka - o co poszło w Olsztynie?
Magda Gessler, uwielbiana przez widzów, niezwykła i charyzmatyczna restauratorka, nie przestaje zaskakiwać. Od siedmiu lat z sukcesem przeprowadza rewolucje polskich restauracji. Kto w tym sezonie odważy się zaprosić autorytet kulinarny do swojej kuchni? Kto otrzyma znak jakości od Magdy Gessler? Kto zaś podpadnie kreatorce smaku?
„Kuchenne rewolucje” to prawdziwa walka z żywiołem. Przemianę przechodzi nie tylko lokal, karta menu, czy wystrój. Magda Gessler będzie kreować nowe smaki, łączyć to, co tradycyjne i lokalne, z nowoczesnymi trendami. Będą wyjątkowe przepisy i wiele łatwych sposobów na najlepszy smak potraw.
Największe jednak zmiany mogą dokonać się w samych właścicielach, ich podejściu do pracy, pracowników, biznesu i siebie nawzajem. Przyczyn niepowodzeń jest zawsze wiele, chociaż najsłabszym ogniwem okazuje się zwykle człowiek. Problemy w relacjach rodzinnych, kłótnie między właścicielami, nieuczciwi pracownicy, oszczędzanie na jakości produktów, nieprzemyślane decyzje, zbyt duże kredyty, brak pomysłu na lokal i wiele, wiele innych. Nic nie umknie uwadze Magdy Gessler. Właścicielka znanych restauracji nie zawaha się zajrzeć w każdy kąt, na zaplecze, do kuchni, lodówki, do garnków. Będzie gorąco! Nie zabraknie emocji, łez, burzliwych rozmów, trudnych decyzji, ale również szczęścia, radości i sukcesów zawodowych.
Magda Gessler, uwielbiana przez widzów, niezwykła i charyzmatyczna restauratorka, nie przestaje zaskakiwać. Od siedmiu lat z sukcesem przeprowadza rewolucje polskich restauracji. Kto w tym sezonie odważy się zaprosić autorytet kulinarny do swojej kuchni? Kto otrzyma znak jakości od Magdy Gessler? Kto zaś podpadnie kreatorce smaku?
„Kuchenne rewolucje” to prawdziwa walka z żywiołem. Przemianę przechodzi nie tylko lokal, karta menu, czy wystrój. Magda Gessler będzie kreować nowe smaki, łączyć to, co tradycyjne i lokalne, z nowoczesnymi trendami. Będą wyjątkowe przepisy i wiele łatwych sposobów na najlepszy smak potraw.
Największe jednak zmiany mogą dokonać się w samych właścicielach, ich podejściu do pracy, pracowników, biznesu i siebie nawzajem. Przyczyn niepowodzeń jest zawsze wiele, chociaż najsłabszym ogniwem okazuje się zwykle człowiek. Problemy w relacjach rodzinnych, kłótnie między właścicielami, nieuczciwi pracownicy, oszczędzanie na jakości produktów, nieprzemyślane decyzje, zbyt duże kredyty, brak pomysłu na lokal i wiele, wiele innych. Nic nie umknie uwadze Magdy Gessler. Właścicielka znanych restauracji nie zawaha się zajrzeć w każdy kąt, na zaplecze, do kuchni, lodówki, do garnków. Będzie gorąco! Nie zabraknie emocji, łez, burzliwych rozmów, trudnych decyzji, ale również szczęścia, radości i sukcesów zawodowych.