- "Szpital św. Anny". Kiedy i gdzie oglądać?
- "Szpital św. Anny". Co wydarzyło się w 53. odcinku?
"Szpital św. Anny". Co wydarzyło się u Kaśki?
Ordynatorka przywitała Kaśkę bardzo ciepło, informując ją, że spływają do niej gratulacje od zaprzyjaźnionych lekarzy, których zachwycił jej występ na sympozjum. Miłą pogawędkę przerwało pilne wezwanie na SOR: 15-latka z objawami napadu padaczkowego, którą przywieziono z obozu. Opiekun, z którym przyjechała, nie miał pojęcia, czy dziewczyna na coś choruje. Nie znał nawet jej imienia. Nie poinformował rodziców o hospitalizacji. Na szczęście dr Rogowski go wyręczył.
Po pierwszych badaniach Kaśka wykluczyła kilka ze swoich wstępnych podejrzeń. Dopytywała wychowawcę dziewczynki, czy istnieje szansa, że zażyła jakieś zakazane substancje lub piła alkohol. Wychowawca początkowo stanowczo zaprzeczył, ale przypomniał sobie, że dzień wcześniej widział dziewczynkę w skrzydle budynku zamieszkiwanym przez chłopców.
Pacjentka po podaniu leków odzyskała przytomność. Zapytana przez Kaśkę podała inne imię niż na legitymacji szkolnej. Dr Hajduk zleciła kolejne badania.
W międzyczasie odebrała telefon od Wandzi. Córka poinformowała ją, że syn Maćka, Olek, jest chory, ale jego tata nie odbiera telefonu. Aby pomóc w tej sytuacji koledze z pracy, poprosiła ordynatorkę o zwolnienie z pracy na godzinę. Niestety, nie przyjęła tego dobrze. Zrobiła Kaśce wyrzut, że zawsze zasłania się chorymi dziećmi. Nic nie dały próby tłumaczenia.
Finalnie Kaska odebrała Olka ze szkoły i przywiozła do siebie do domu. Przykryła kocem i poprosiła... chłopaka swojej córki, by miał na niego oko. Kiedy zięć zgodził sie bez wahania zmienić swoje plany, zapytała, czy mógłby mówić do niej po imieniu. O jeden krok bliżej do "mamo". Dawid się ucieszył, choć ewidentnie był zaskoczony. Ale kolejny raz zaplusował u teściowej.
Kiedy wróciła do pracy, stan dziewczynki nadal się nie poprawiał, ale przyjechał do niej w odwiedziny kolega z obozu. Niestety, nie miał żadnych dodatkowych informacji, które pomogłyby ustalić, bo jej dolega.
W trakcie omawiania przypadku pacjentki do Kaśki dzwoniła ginekolożka, do której była umówiona na wizytę. Lekarka nie mogła jednak odebrać.
Na korytarzu chwilę później spotkała pielęgniarki. Zapytała je o Darię Bursztyn, ponieważ chciała skonsultować wyniki pacjentki. Okazało się, że nie ma jej w szpitalu, bo wzięła wolne. Ginekolożka nigdy nie bierze urlopu, więc to był pierwszy trop, że dzieje się coś więcej. Ale to nie koniec niespodzianek. Asystentka dyrektora zarezerwowała apartament w hotelu za miastem dla dwojga. W terminie urlopu Darii. Pielęgniarki od razu zaczęły łączyć kropki. Mówiły, że o Bursztyn i Wrońskim plotkuje się od dawna. Kaśka nie dopuszcza do siebie myśli, że to może być prawda, ale... jednocześnie zaczyna się nad tym zastanawiać.
Dr Hajduk poprosiła kolegę Uli na szczerą rozmowę. Zaprzeczał wszystkiemu, co podejrzewała Kaśka. Ich rozmowę podsłuchała mama dziewczynki, zapytała, co z jej córką. Okazało się, że nastolatka podała dane swojej starszej siostry, ponieważ obóz jest dostępny dla dzieci powyżej 15 r.ż., a ona skończyła dopiero 13.
To wyjaśniło sytuację medyczną nastolatki.
"Jest to książkowy przykład padaczki rolandycznej" - powiedziała dr Hajduk i poinformowała o przeniesieniu pacjentki na neurologię.
Kaśka wróciła do domu. Przestraszył ją Bartek, siedzący na ich kanapie. Weterynarz zrobił jej scenę zazdrości o Maćka. Wyznał, że może zostać dłużej z dziećmi, bo Darii wypadła pilna konferencja.
Kiedy Bartek wyszedł, Kaśka od razu zadzwoniła "do sztabu" kryzysowego i powiedziała im o swoich podejrzeniach. Lekarki ze Szpitala św. Anny były w szoku i chciały wiedzieć, czy powie o tym Bartkowi...
"Szpital św. Anny". Co wydarzyło się u Maćka?
Maciek po zakończonej operacji pognał co sił do domu Kaśki. Zastał tam Dawida przygotowującego kleik Olkowi. Ucięli sobie krótką pogawędkę, po czym chłopak Majki zasugerował, że zostawiłby ich samych, bo trafił mu się niezły kurs i wróciłby do pracy. Maciek przejął łyżkę i kontynuował pracę nad przygotowaniem zamówienia dla głodnego Olka.
Nie byli jednak w domu sami zbyt długo. Do kuchni chwilę później wbiegli Wandzia i Igorek. W towarzystwie Bartka, który był bardzo zaskoczony obecnością Maćka w ich domu.
"A kim pan jest?" - zapytał, nie będąc przy tym przesadnie miłym.
"Tata, to ty nie wiesz? To jest wujek Maciek" - odpowiedziała na pytanie ojca Wandzia.
Maciek przedstawił się i poinformował Bartka, że gdy Olek skończy jeść, wrócą do siebie.
"Szpital św. Anny". Co wydarzyło się u Wojtka?
Wojtek z ekipą ratunkową ruszyli na wezwanie do opuszczonego magazynu. Nie mieli więcej informacji - zgłaszający bardzo szybko się rozłączył.
Na miejscu zastali klub sportowy. Właściciel był bardzo zdziwiony obecnością ratowników. Próbował dowiedzieć się, który z trenujących wezwał pomoc i zaznaczył, że chłopak leżący w rogu sali po prostu "nadwyrężył się podczas treningu".
Mężczyzna nie chciał dopuścić do udzielenia pomocy. Wojtek zagroził mu paragrafami.
"Wiesz, co grozi za nieudzielenie pomocy? Albo jej utrudnianie?" - zapytał.
Mężczyzna przesunął się i pozwolił ratownikom zbadać pacjenta. Od razu widać było, że to nie tylko zwykłe nadwyrężenie. Mężczyzna miał problemy z oddychaniem. Konieczna była intubacja. Niestety, jego stan zaczął się pogarszać. Był na tyle zły, że ratownicy nie mogli przenieść go nawet do karetki. Na dodatek okazało się, że mężczyzna zażył coś przed treningiem.
Wojtek zadzwonił do brata Kai, by dopytać go o slang, który mógł kojarzyć z czasów, kiedy jeszcze sam trenował sztuki walki. Chwilę po tym, jak skończyli rozmowę, właściciel wrócił z "obstawą", wytrącił Wojtkowi tablet z rąk, zbił go i powiedział, że nie pojadą do szpitala.
Ratownik wyjaśnił, że zamknięcie ich w sali sportowej ściągnie na nich większe kłopoty. Brak kontaktu z ratownikami jest wskazaniem do wezwania policji. Takie są procedury. Wtedy właściciel "klubu sportowego" zezwolił na kontakt z dyspozytornią. Wojtek podczas rozmowy podał wymyśloną nazwę choroby.
Niedługo później, kiedy atmosfera zaczęła się zagęszczać, właściciel "zaprosił" Wojtka na rozmowę ze swoimi znajomymi, którzy mieli wytłumaczyć mu, dlaczego warto trzymać "gębę na kłódkę". Nie zdążyli jednak tego zrobić, bo w porę zjawiła się policja i aresztowała zakapiorów.
Koleżanka z zespołu była pod wrażeniem postawy Wojtka.
"Padaczka 7B? Nieźle to wymyśliłeś. Nie mogli się zorientować, że takie coś nie istnieje" - powiedziała. "Byłeś jak z kamienia".
Wojtek nie liczył na pochwały.
"Ważne, że dyspozytorka się zorientowała" - powiedział, wyjaśniając, jak doszło do tego, że na miejscu zjawili się funkcjonariusze policji.
Okazało się, że chłopak był pod wpływem metaamfetaminy. Gdyby jego kolega nie wezwał pogotowia, nie przeżyłby.
"Szpital św. Anny". Co wydarzyło się u Wrońskiego?
Kaja przygotowała wypis Wrońskiemu. Łukasz nie był jednak szczęśliwy, że wraca do domu, w którym nie ma Asi i dzieciaków. Podziękował Kai za wszystko, co dla niego zrobiła, a wtedy dr Piotrowska zapytała, kto po niego przyjedzie. Wroński powiedział, że musi wezwać taksówkę, bo nie ma nikogo, kto mógłby go odwieźć do domu. Wtedy Kaja chwyciła za telefon i poprosiła Wojtka o przysługę.
Wojtek odwiózł Łukasza do domu. Wroński rozkleił się, gdy zauważył porozrzucane zabawki i rodzinne zdjęcia na komodzie. Znalazł też pozew o rozwód. Wtedy Łukasz, choć miał jechać do Kai, postanowił zostać na herbatę. Zaczęli wspominać stare czasy, kiedy mieszkali pod jednym dachem. Na koniec Łukasz dał Wojtkowi kilka rad i wyznał, że martwi się o niego, bo po śmierci żony był w rozsypce, a praca w karetce to ciągły stres, z którym nigdy nie radził sobie zbyt dobrze.
Wojtek zapewnił go, że nie musi się o niego martwić, ale... chwilę po wyjściu z jego domu zażył kolejną dawkę leków...
Autorka/Autor: GA