Martyna Wojciechowska odwiedziła plemię łowców głów na Borneo

Kobieta na krańcu świata - Borneo
"Kobieta na krańcu świata": Poznajcie Limput Ak Kasie - potomkinię łowców głów!
W 10. sezonie programu "Kobieta na krańcu świata" Martyna Wojciechowska zawitała na Borneo, gdzie poznała przedstawicieli plemienia łowców głów. Bohaterka odcinka pokazała też podróżniczce, jak wygląda rytuał obłaskawienia czaszek.

Już wkrótce na antenie TVN zadebiutuje jubileuszowy, 15. sezon programu "Kobieta na krańcu świata". Przed premierą nowych odcinków przypominamy niezwykłe miejsca, które Martyna Wojciechowska odwiedziła podczas swych poprzednich podróży oraz wyjątkowe kobiety, jakie w nich poznała. W 10. sezonie programu podróżniczka dotarła na Borneo. Na miejscu spotkała się z przedstawicielką plemienia niegdysiejszych łowców głów.

"Kobieta na krańcu świata" na Borneo. Martyna Wojciechowska i plemię łowców głów

By spotkać się z bohaterką odcinka, Martyna Wojciechowska przemierzyła aż 13 tysięcy kilometrów! Po dwóch dniach spędzonych w podróży dotarła do największego stanu Malezji, Sarawak, który zajmuje północną część Borneo. Tam poznała Limput - mężatkę, matkę czterech synów oraz przedstawicielkę plemienia Ibanów, które niegdyś uważano za najbardziej przerażającą ludność zamieszkującą wyspę. I to nie bez powodu.

Dzięki bohaterce odcinka Martyna Wojciechowska mogła obserwować codzienne życie przedstawicieli plemienia. Podróżniczka zobaczyła m.in. charakterystyczne, "długie domy", w których mieszkają Ibanowie. Zazwyczaj w tych budynkach mieszczą się mieszkania przedstawicieli całej wioski - w tym, który odwiedziła Wojciechowska żyło około 50 osób. Zwiedzając dom Limput, Martyna Wojciechowska miała okazję uczestniczyć w przygotowaniach do posiłku i spróbować lokalnego pieprzu, z którego słynie region Sarawat. Zajrzała także do wnętrza prywatnego mieszkania bohaterki odcinka. Tam, oprócz rzeczy codziennego użytku, znalazła kilka dość niecodziennych przedmiotów. W kuchni Limput znajdowała się m.in. strzelba.

I co jeszcze można znaleźć w kuchni perfekcyjnej pani domu? Uwaga, bo to nie jest wszystko. Ta dam! No pięknie. Maczeta jeden, maczeta dwa, maczeta numer trzy, maczeta numer cztery i tasak, nóż i trzy pary nożyczek
- opisywała znaleziska Wojciechowska.

Współcześnie plemię Ibanów trudni się głównie rolnictwem. Mężczyźni sadzą ryż, będący dla tej ludności podstawowym pożywieniem, łowią ryby i polują na dzikie zwierzęta. Kobiety zaś zajmują się domem, gotują i sprzątają. Jak wyznała przed kamerą Limput, jej rodzice chcieli, by poszła do szkoły. Babcia kobiety była jednak innego zdania i pragnęła, by jej wnuczka nauczyła się wszystkiego, czym tradycyjnie zajmowały się ibańskie kobiety - w tym plecenia koszy czy mat.

Kiedyś polowali na głowy. Dziś Ibanowie czczą czaszki wrogów

Mąż Limput w programie "Kobieta na krańcu świata" wyjaśnił, że Ibanowie wywodzą się z zachodniej części Borneo. Gdy ich przodkowie przenieśli się na północ wyspy, musieli zdobyć te ziemie, a co za tym idzie, zabić ludność, która zamieszkiwała je wcześniej. Częścią wojennego rytuału były... polowania na głowy. Według ówczesnych wierzeń krew przelana w tak drastyczny sposób miała uzupełnić moc wojownika. Krwawy akt był też poniekąd częścią zalotów - mężczyzna starający się o względy kobiety, by jej zaimponować, musiał przynieść ścięte głowy wrogów. To bowiem dodawało mu chwały. Jak wyjaśnił jeden z przedstawicieli plemienia, w czasach łowców głów mężczyźni zawsze byli uzbrojeni i przygotowani do obrony. Każdy z nich musiał także zdobyć przynajmniej jedną czaszkę i dopiero wówczas stawał się wojownikiem. Czaszki zdobyte przez przodków Ibanów w dzisiejszych czasach otaczane są ogromną czcią i szacunkiem, traktowane niemal jak rodzinne skarby.

Niektórzy ludzie chowają je do grobów, ale my jesteśmy temu przeciwni. Wolimy je mieć blisko. Są naszym dziedzictwem
- wyjaśniła Limput.

Czaszki, którymi opiekowała się rodzina Limput, zostały zdobyte przez jej dziadka. Głowy przechowywano w rodzinnym domu bohaterki, do którego niełatwo było dotrzeć. By zobaczyć je na własne oczy, Martyna towarzyszyła Limput w kilkugodzinnej podróży łodzią w górę rzeki. Po wymagającej przeprawie panie dotarły do położonego w samym sercu dżungli domu. Na strychu budynku, w specjalnym pokoju, znajdowały się wspomniane już czaszki.

Gdy pierwszy raz zobaczyłam czaszki, przeraziłam się. Bo to były ludzkie głowy. Dziadkowie wytłumaczyli mi, że są u nas od zawsze. Z czasem przywykłam do ich widoku. Przestałam się bać
- wspominała Limput.

Bohaterka odcinka zabrała Martyna do rzeczonego pomieszczenia. Panie zasiadły na podłodze, tuż obok dziewięciu czaszek należących do rodziny Limput. Kobieta krótko wyjaśniła wówczas podróżniczce, jak jej plemię obchodzi się z przechowywanymi od pokoleń szczątkami. Jak wyjaśniła, ludzkie głowy nie mogą być rozdzielone, przeniesione ani zabrane w inne miejsce. Należy też o nie specjalnie dbać.

O czaszki trzeba się cały czas troszczyć i składać im ofiary, bo one nas chronią. Do niektórych przychodzą nawet w snach. Zapewniają nam udane życie, dobre zdrowie i pieniądze
- wytłumaczyła. 

Martyna Wojciechowska na Borneo. Wzięła udział w rytuale obłaskawienia czaszek

W Malezji oficjalnie zakazano polowań na głowy pod koniec XIX wieku po walkach między tubylcami a kolonizatorami z Europy. Ibanowie ścinali jednak głowy swych wrogów aż do lat 70. Limput zaznaczyła, ze tradycja odcinania głów zakończyła się w jej rodzinie po śmierci dziadka i od tamtej pory nikt nie dopuszczał się tego rytuału. Brat Limput, którego również poznaliśmy w programie, przed kamerą otwarcie określił siebie i siostrę mianem "potomków ostatnich łowców głów". Mężczyzna wyjaśnił, iż w przypadku polowań na głowy nie miało znaczenia, czy ofiara była mężczyzną, kobietą czy też dzieckiem. Przeżyli je jedynie ci, którym udało się uciec. Czaszki otaczane czcią przez rodzinę Limput to dowód na to, ilu ludzi zabił dziadek kobiety. Brat Limput w programie krótko opowiedział również, co dokładnie jego przodkowie robili ze "zdobytymi" czaszkami. Głowę zabitego wroga wpierw moczono w wodzie na tyle długo, by odeszła od niej skóra. Następnie czaszkę wędzono przez miesiąc, a później wieszano w pomieszczeniu. Mężczyzna podkreślił też, że głów nigdy nie gotowano - w takim wypadku duch zabitego mógłby bowiem kogoś nękać.

Najważniejszą datą w kalendarzu Ibanów jest 1 czerwca. Tego dnia plemię odprawia bowiem specjalny rytuał obłaskawienia czaszek. Będąc na Borneo, Martyna Wojciechowska mogła dowiedzieć się, jak wygląda wspomniany obrządek. Jak wyjaśniła Limput, podczas rytuału jego uczestnicy piją wino ryżowe i w ten sposób wzywają do siebie duchy. Dodatkowo dla czaszek przygotowywane są rozmaite produkty spożywcze, liście do żucia, a nawet papierosy. Podczas rytuału kobiety z plemienia składają głowom ofiarę, prosząc je o łaskę. Elementem obrządku jest również ofiara z krwi zwierząt, kurczaka oraz świni.

O czaszki należy dbać ze szczególną ostrożnością, by służyły przyszłym pokoleniom. Chcemy, by nasze dzieci wiedziały, jak to robić
- zaznaczył brat Limput.

Bohaterka "Kobiety na krańcu świata" nauczyła swe dzieci, jak powinni opiekować się czaszkami i składać im ofiary. Współcześni Ibanowie coraz częściej decydują się jednak na życie w mieście. Właśnie taką codzienność wybrali dla siebie wszyscy czterej synowie bohaterki odcinka.

Martyna Wojciechowska miała okazję spotkać się z trzema potomkami Limput. Jeden z nich, Durwan, wyjaśnił, że życie w długim domu w środku dżungli oznaczało dla nich odcięcie od postępu. Mężczyzna nie ukrywał, że miasto zapewniło mu lepsze życie, w tym możliwość nauczenia się wielu nowych rzeczy. Martyna zapytała też synów Limput, czy zamierzają kiedyś wrócić do wioski. Inny z mężczyzn, Dohwyn, zapewnił, iż wraz z braćmi nadal pamiętają o przodkach, łowcach głów i trzymają nawet w domach wojenne noże i włócznie, by przypominały im, skąd pochodzą. Wspomniany wcześniej Durwan zapowiedział zaś, iż on i jego bracia z pewnością kiedyś wrócą do długiego domu, by zaopiekować się rodzicami, gdy ci się zestarzeją. Zaznaczył także, iż wraz z braćmi muszą chronić swe ziemie - niewykluczone, że w przyszłości tereny te mogą zostać przeznaczone pod uprawę palmy olejowej.

Choć synowie Limput wybrali dla siebie inną drogę, bohaterka "Kobiety na krańcu świata" zapewniła, że dla niej życie wśród pozostałych członków plemienia jest w pełni satysfakcjonujące.

Nie mogłabym mieszkać w mieście. Dla mnie długi dom jest najlepszy. To więcej niż dom, to sposób na życie. Mieszkam tu z rodziną, sadzę rośliny, takie życie jest dobre
- przyznała Limput. 

Zobacz również:

podziel się:

Pozostałe wiadomości