"Kobieta na krańcu świata" w Gruzji. Bliźniaczki zostały sprzedane po urodzeniu. Odnalazły się po 19 latach

"Kobieta na krańcu świata" w Gruzji. Martyna Wojciechowska z Amy i Ano
"Kobieta na krańcu świata". Przez 19 lat nie wiedziały o swoim istnieniu. Poruszająca historia bliźniaczek
W 4. odcinku programu "Kobieta na krańcu świata" Martyna Wojciechowska odwiedziła Gruzję, by przyjrzeć się szokującemu procederowi handlu noworodkami. Podróżniczka spotkała Tamunę Museridze, dziennikarkę, która nagłośniła sprawę. Poznała też historię bliźniaczek, które zostały sprzedane po urodzeniu i odnalazły się po 19 latach.

To już 15 lat! Program "Kobieta na krańcu świata" powrócił na antenę z wyjątkowym, jubileuszowym sezonem. Martyna Wojciechowska odwiedziła już Gwatemalę, Nepal oraz USA, a w każdym z tych krajów spotkała kolejną, inspirującą bohaterkę. W czwartym odcinku "Kobieta na krańcu świata" przenieśliśmy się do Gruzji. Tam Martyna Wojciechowska poznała szokujące historie matek, którym skradziono nowo narodzone dzieci. Spotkała również bliźniaczki rozdzielone przez los, które odnalazły się po 19 latach.

"Kobieta na krańcu świata". Skradzione dzieci w Gruzji

W Gruzji przez dziesiątki lat kwitł proceder nielegalnych adopcji, a czarny rynek handlu noworodkami rozwinął się na ogromną skalę. W kraju tym ponad 100 tysięcy kobiet poszukuje swych dzieci, które zostały im skradzione tuż po porodzie. Pierwszą osobą, która nagłośniła tę sprawę jest Tamuna Museridze. Dziennikarka od 16 lat związana z gruzińską telewizją, pomaga matkom, które dotknęła niewyobrażalna tragedia. Jak wyjaśniła, są dowody na to, że w Gruzji od 1950 do 2006 roku dochodziło do kradzieży dzieci ze szpitali położniczych, a w efekcie do ich nielegalnych adopcji.

3 lata temu odkryliśmy proceder na wielką skalę, lekarze w szpitalach położniczych 3 dni po porodzie mówili matkom, że ich dziecko zmarło. Niedawno odnaleźliśmy rzekomo martwego chłopca, który okazał się cały i zdrowy. Od tego czasu inne matki zaczęły szukać swoich dzieci. 1 na 5 osób ma ten sam problem - albo została adoptowana, albo kogoś szuka
- powiedziała w rozmowie z Martyną Wojciechowską.
Martyna Wojciechowska i Tamuna Museridze
Martyna Wojciechowska i Tamuna Museridze
Martyna Wojciechowska i Tamuna Museridze
Źródło: x-news

Tamuna Museridze prowadzi autorski program telewizyjny "Szukam", w którym pomaga odnaleźć skradzione dzieci i skontaktować je z biologicznymi rodzinami. Szczyt handlu noworodkami w Gruzji przypadł na lata 80. Urodzona w 1984 roku dziennikarka sama padła ofiarą tego niewyobrażalnego procederu. Podczas wizyty w Gruzji Tamuna zaprowadziła Martynę Wojciechowską do swego domu rodzinnego. Jak zdradziła dziennikarka, miała dobre dzieciństwo, a jej rodzina żyła w luksusie. Kobieta opowiedziała również o sytuacji, gdy jako 14-latka bawiła się na dworze, a jej piłka przypadkowo wylądowała za ogrodzeniem sąsiadów. Wówczas sąsiadka naskoczyła na nią i zasugerowała, że Tamuna została adoptowana i nie ma pojęcia o swym pochodzeniu. Zszokowana dziewczynka powiedziała o tym matce, ta jednak poleciła jej nie przejmować się słowami sąsiadki.

W 2016 roku matka Tamuny zmarła wskutek pęknięcia tętniaka. Dziennikarka spotkała się później z córką koleżanki jej mamy, a ta opowiedziała jej o sytuacji, która miała miejsce podczas pogrzebu. Jak stwierdziła, gdy Tamuna zapowiadała, że planuje zrobić tomografię, gdyż tętniaki mogą być dziedziczne, ludzie szeptali, iż nie ma pojęcia, że jest adoptowana. Wkrótce dziennikarka sama odkryła prawdę. Kobieta dowiedziała się, że w jej akcie urodzenia figuruje inna data niż ta, która była jej znana. Dodatkowo w szpitalnej dokumentacji nie znalazła żadnych dowodów na to, że jej matka rodziła w placówce.

Zadzwoniłam do mojej matki chrzestnej. Powiedziałam, że znam prawdę i poprosiłam o rozmowę. Odmówiła, ale po kilku dniach się udało. Przyznała, że ona i siostra taty kupiły mnie w szpitalu położniczym numer 2
- wspominała.

"Kobieta na krańcu świata". Bliźniaczki odnalazły się po 19 latach. Rozdzielono je po narodzinach

Bohaterkami 4. odcinka programu "Kobieta na krańcu świata" były również bliźniaczki, Amy i Ano. Siostry zostały rozdzielone tuż po narodzinach i przez 19 lat nie wiedziały o swoim istnieniu. Choć Ano żyła w przekonaniu, że jest jedynaczką, jak przyznała, przez całe swoje dzieciństwo "kogoś szukała". 21-latka opowiedziała nawet o sytuacji, gdy jako 3-latka przyszła do swej matki i oznajmiła jej, że ma siostrę bliźniaczkę. Będąc nastolatką, Amy zaczęła zaś podejrzewać, że mogła zostać adoptowana. Lata później jej przeczucia okazały się prawdziwe. Ano i Amy odnalazły się dzięki filmikowi, który pewnego dnia Amy udostępniła w mediach społecznościowych. Gdy Ano zobaczyła klip, postanowiła odnaleźć dziewczynę, która wyglądała niemal identycznie jak ona sama.

W tym samym czasie napisałyśmy: "Tak długo cię szukałam"
 - wspominała Ano.

Matka Amy powiedziała, że wraz z jej ojcem zdecydowali się na adopcję, gdyż bardzo chcieli mieć dziecko. Matka Ano nie była zbyt chętna do wyjaśnień. Gdy kobieta zapytała o wszystko babcię, usłyszała, że jej matka nie mogła zajść w ciążę. Jak przyznała Ano, po tych słowach przestała jej słuchać.

Miliony obrazów, miliony myśli przebiegły mi przez głowę. A więc wynika z tego, że nie wiem, czyim jestem dzieckiem, nie wiem, kto jest moją biologiczną matką. Nie wiem, skąd jestem, ani kim jestem, ani jak się nazywam
- wspominała Ano.

Podczas spotkania z siostrami Martyna Wojciechowska zauważyła, jak wiele je łączy - mimo iż znają się od niedawna. Podróżniczka zapytała swe rozmówczynie, jakim uczuciem jest nagle dowiedzieć się o istnieniu siostry bliźniaczki. Amy porównała to do spotkania dwóch dusz, które szukały się przez całe życie. Ano przyznała zaś, że cieszy się, iż ma siostrę, jednak z drugiej strony jest jej przykro, iż nie wychowywały się razem. Kobieta przed kamerą nie ukrywała, iż miała w sobie wiele żalu - związanego z tym, że jej matka w rzeczywistości jej nie urodziła, zaś ludzie obecni w jej życiu przez 19 lat z biologicznego punktu widzenia "są dla niej nikim". Amy również nie ukrywała, że odkrycie prawdy o sobie nie było dla niej łatwe. Kobieta jest też przekonana, że jej matka nigdy nie kupiłaby dziecka, gdyby wiedziała, że wszystko odbywa się nielegalnie.

240919_knks_15_odc4_www_fragm6
"Kobieta na krańcu świata". Skradzione dzieci w Gruzji
"Kobieta na krańcu świata". Skradzione dzieci w Gruzji

"Kobieta na krańcu świata". W Gruzji tysiące kobiet poszukuje skradzionych dzieci. Ich historie szokują

Martyna Wojciechowska w programie wyjaśniła widzom, że w szokującym procederze, jaki odkryto w Gruzji, wszyscy zostali oszukani. Dzieci dorastały, nie znając prawdy o swoim pochodzeniu. Rodzice byli zaś przekonani, że adoptują niemowlęta, które zostały porzucone lub dobrowolnie oddane, a płacą jedynie za przyspieszenie całej procedury. Ofiarami tego niewyobrażalnego oszustwa stały się także biologiczne matki dzieci. Tamuna Museridze poznała ich tysiące. Martyna Wojciechowska i dziennikarka spotkały się z kobietami, które rodziły w jednym z gruzińskich szpitali położniczych. Tamuna była umówiona z pięcioma kobietami, pod placówką zjawiło się ich jednak znacznie więcej. Wiele z nich podzieliło się swoimi historiami.

Jednej z przybyłych na miejsce kobiet powiedziano, że jej dziecko zmarło po porodzie. Ona jednak w to nie wierzy, gdyż po przyjściu na świat było zdrowe. Inna urodziła zdrowego chłopca, którego nazwała Georgij, a instynkt podpowiada jej, że chłopiec wciąż żyje. W tłumie zgromadzonych przed szpitalem pań znalazła się również kobieta, która straciła aż czworo dzieci. Jak wyznała, mówiono jej, że wszystkie urodziły się martwe przez konflikt serologiczny. Żadnej z kobiet nie pokazano zmarłych dzieci. Mąż jednej z nich poprosił o wydanie ciała, by dziecko można było pochować. Usłyszał jednak, iż zostało ono już pochowane z kilkoma innymi dziećmi i jego identyfikacja będzie trudna.

Według Tamuny Museridze szpitale przygotowywały zamrożone ciała dzieci na wypadek, gdyby jakaś rodzina kategorycznie zażądała ich wydania. Dziennikarka wyjaśniła również, że w Gruzji za chłopca płacono 1500 rubli, zaś za dziewczynkę 1000. Dzieci sprzedawano również poza teren Gruzji, za około 20-30 tysięcy dolarów. W cały proceder zamieszani byli dyrektorzy szpitali, lekarze, pielęgniarki czy salowe, ale także wiele innych osób - urzędników, taksówkarzy, a nawet wysoko postawionych polityków.

Kobiety, które poznały Tamuna i Martyna chciały, by władze szpitala wydały im dokumenty potwierdzające, że ich dzieci nie żyją. Po chwili na miejscu zjawiła się policja. Okazało się, że funkcjonariusze zostali wezwani przez dyrekcję kliniki, która zażądała, by kobiety opuściły jej teren. Ostatecznie policja wpuściła Tamunę do szpitala, bez kamer. Mikrofon dziennikarki był jednak włączony. Gdy Tamuna poprosiła o rozmowę z osobą, która mogłaby wskazać jej, gdzie znajdował się przyszpitalny cmentarz, usłyszała, że w placówce nie pracuje nikt z poprzedniej kadry. Dziennikarka była przekonana, że nie jest to prawdą. Oczekującym matkom Tamuna przekazała później, że pracownik szpitala powiedział jej, iż żaden szpital położniczy w miejscowości nie miał cmentarza, a zmarłe dzieci wydawano rodzicom. Jak wyjaśniła Martyna Wojciechowska, obecnie jedynym sposobem na odkrycie prawdy są testy genetyczne.

"Kobieta na krańcu świata". Amy i Ano odnalazły biologiczną matkę

Tamuna Museridze zrealizowała program poświęcony historii Amy i Ano. Po jego emisji zgłosiła się do niej dziewczyna twierdząca, że jej matka urodziła dwójkę dzieci w tym samym roku i w tym samym szpitalu. Po porodzie była w stanie śpiączki, zaś po wybudzeniu powiedziano jej, iż jej pociechy zmarły. W ten właśnie sposób Ano i Amy odnalazły biologiczną matkę, która obecnie mieszka w Niemczech i ma trójkę starszych od nich dzieci. Podczas pierwszego spotkania kobieta przedstawiła im swoją wersję wydarzeń - według niej ojciec dziewczynek dogadał się ze szpitalną mafią i sprzedał córki, zaś rodzinie wmówił, że zmarły.

Amy wyznała, że spotkanie z matką było dla niej wyjątkowo emocjonalne, a zapach czy dotyk kobiety wydały jej się w pewien sposób znajome. Ano przyznała zaś, iż nie uroniła wówczas ani jednej łzy. Zdradziła też, że zdała sobie sprawę, iż nie czuje wobec biologicznej matki miłości. Siostry nie nawiązały bliskiej relacji z biologiczną matką, utrzymują jednak kontakt ze starszym rodzeństwem.

Będąc w Gruzji, Martyna Wojciechowska zapytała Tamunę Museridze, czy ona sama chciałaby odnaleźć biologiczną matkę. Dziennikarka odpowiedziała twierdząco, zaznaczając jednak, że niej jest to dla niej najważniejsze. Kobieta dąży do zmiany gruzińskiego prawa i ukarania winnych. Dziś otwarcie przyznaje, że dzięki jej własnej życiowej historii udało się połączyć aż kilkaset rodzin.

Powoli dochodzę do wniosku, że tak naprawdę dobrze się stało, że zostałam adoptowana. Ponieważ, gdyby nie moja historia, wiele osób nie mogłoby znaleźć swojej biologicznej rodziny. Wiemy, że dzięki naszej interwencji połączyliśmy 800 rodzin. Ponad 800
- powiedziała.

Zobacz również:

podziel się:

Pozostałe wiadomości