Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
PRZEDPREMIEROWO: Zbytnia miłość matki prostą drogą do plajty restauracji? Premiera: czwartek, 13 kwietnia, o godz. 21:30!
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Wielkanocne BESOS od Magdy Gessler!
Czy Magda Gessler będzie maczać palce w scenariuszu tego filmu? Sprawdźcie szczegóły! ;)
Ania i Stefan od prawie 7 lat prowadzą swój „Zajazd u Stefana” przy głównej drodze w Odolanowie. Kiedy zaczynali, marzyli o restauracji z prawdziwego zdarzenia. Założenia były ambitne – zbudowali szeroką kartę menu, zatrudnili bardzo dobrą kucharkę, niestety do sukcesu zabrakło jednego… samych właścicieli.
Po otwarciu restauracji Stefan wyjechał zarabiać na budowie, a Ania, która była w ciąży, została w domu. I tak, bez nadzoru właścicieli, ich wymarzony lokal szybko został zdegradowany do roli miejscowej pijalni piwa, do której nikt z mieszkańców nie zaglądał po to, by coś zjeść. Po narodzinach i odchowaniu najmłodszej, trzeciej córeczki, Ania wróciła do pracy w zajeździe. Pracowała codziennie, od świtu do późnego wieczora, by lokal był znowu postrzegany jako restauracja, a nie pijalnia piwa. Podjęła walkę o lepszy status swojego lokalu okupioną ogromnym wysiłkiem i pracą. Sukces jednak był połowiczny – „Zajazd u Stefana” przestał być postrzegany jako pijalnia piwa, stał się natomiast miejscową jadłodajnią, gdzie goście przychodzili tylko na obiady dnia, po 15 złotych. Awans do rangi prawdziwej restauracji się nie powiódł. Trudno się jednak temu dziwić, bo przez lata zaniedbań zajazd podupadł – zarówno wystrój, jak i stan techniczny lokalu pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogło być jednak inaczej, skoro na co dzień w lokalu pracuje tylko Ania, a jej mąż Stefan nic nie pomaga, poza porannym obieraniem ziemniaków. Pomimo że to on wymarzył sobie tę restaurację, teraz uznał, że żona radzi sobie świetnie i skoro jemu się nie udało, to niech ona spróbuje prowadzić restaurację. To teraz Ania zarządza, gotuje, zmywa, sprząta i obsługuje gości. Na bieżące naprawy, wymiany zużytego sprzętu, dodatkowe sprzątanie nie ma już ani czasu, ani siły. Anie wie, że dłużej nie da już rady ciągnąć wszystkiego sama, dlatego zdecydowała się poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Ania i Stefan od prawie 7 lat prowadzą swój „Zajazd u Stefana” przy głównej drodze w Odolanowie. Kiedy zaczynali, marzyli o restauracji z prawdziwego zdarzenia. Założenia były ambitne – zbudowali szeroką kartę menu, zatrudnili bardzo dobrą kucharkę, niestety do sukcesu zabrakło jednego… samych właścicieli.
Po otwarciu restauracji Stefan wyjechał zarabiać na budowie, a Ania, która była w ciąży, została w domu. I tak, bez nadzoru właścicieli, ich wymarzony lokal szybko został zdegradowany do roli miejscowej pijalni piwa, do której nikt z mieszkańców nie zaglądał po to, by coś zjeść. Po narodzinach i odchowaniu najmłodszej, trzeciej córeczki, Ania wróciła do pracy w zajeździe. Pracowała codziennie, od świtu do późnego wieczora, by lokal był znowu postrzegany jako restauracja, a nie pijalnia piwa. Podjęła walkę o lepszy status swojego lokalu okupioną ogromnym wysiłkiem i pracą. Sukces jednak był połowiczny – „Zajazd u Stefana” przestał być postrzegany jako pijalnia piwa, stał się natomiast miejscową jadłodajnią, gdzie goście przychodzili tylko na obiady dnia, po 15 złotych. Awans do rangi prawdziwej restauracji się nie powiódł. Trudno się jednak temu dziwić, bo przez lata zaniedbań zajazd podupadł – zarówno wystrój, jak i stan techniczny lokalu pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogło być jednak inaczej, skoro na co dzień w lokalu pracuje tylko Ania, a jej mąż Stefan nic nie pomaga, poza porannym obieraniem ziemniaków. Pomimo że to on wymarzył sobie tę restaurację, teraz uznał, że żona radzi sobie świetnie i skoro jemu się nie udało, to niech ona spróbuje prowadzić restaurację. To teraz Ania zarządza, gotuje, zmywa, sprząta i obsługuje gości. Na bieżące naprawy, wymiany zużytego sprzętu, dodatkowe sprzątanie nie ma już ani czasu, ani siły. Anie wie, że dłużej nie da już rady ciągnąć wszystkiego sama, dlatego zdecydowała się poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Ania i Stefan od prawie 7 lat prowadzą swój „Zajazd u Stefana” przy głównej drodze w Odolanowie. Kiedy zaczynali, marzyli o restauracji z prawdziwego zdarzenia. Założenia były ambitne – zbudowali szeroką kartę menu, zatrudnili bardzo dobrą kucharkę, niestety do sukcesu zabrakło jednego… samych właścicieli.
Po otwarciu restauracji Stefan wyjechał zarabiać na budowie, a Ania, która była w ciąży, została w domu. I tak, bez nadzoru właścicieli, ich wymarzony lokal szybko został zdegradowany do roli miejscowej pijalni piwa, do której nikt z mieszkańców nie zaglądał po to, by coś zjeść. Po narodzinach i odchowaniu najmłodszej, trzeciej córeczki, Ania wróciła do pracy w zajeździe. Pracowała codziennie, od świtu do późnego wieczora, by lokal był znowu postrzegany jako restauracja, a nie pijalnia piwa. Podjęła walkę o lepszy status swojego lokalu okupioną ogromnym wysiłkiem i pracą. Sukces jednak był połowiczny – „Zajazd u Stefana” przestał być postrzegany jako pijalnia piwa, stał się natomiast miejscową jadłodajnią, gdzie goście przychodzili tylko na obiady dnia, po 15 złotych. Awans do rangi prawdziwej restauracji się nie powiódł. Trudno się jednak temu dziwić, bo przez lata zaniedbań zajazd podupadł – zarówno wystrój, jak i stan techniczny lokalu pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogło być jednak inaczej, skoro na co dzień w lokalu pracuje tylko Ania, a jej mąż Stefan nic nie pomaga, poza porannym obieraniem ziemniaków. Pomimo że to on wymarzył sobie tę restaurację, teraz uznał, że żona radzi sobie świetnie i skoro jemu się nie udało, to niech ona spróbuje prowadzić restaurację. To teraz Ania zarządza, gotuje, zmywa, sprząta i obsługuje gości. Na bieżące naprawy, wymiany zużytego sprzętu, dodatkowe sprzątanie nie ma już ani czasu, ani siły. Anie wie, że dłużej nie da już rady ciągnąć wszystkiego sama, dlatego zdecydowała się poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Ania i Stefan od prawie 7 lat prowadzą swój „Zajazd u Stefana” przy głównej drodze w Odolanowie. Kiedy zaczynali, marzyli o restauracji z prawdziwego zdarzenia. Założenia były ambitne – zbudowali szeroką kartę menu, zatrudnili bardzo dobrą kucharkę, niestety do sukcesu zabrakło jednego… samych właścicieli.
Po otwarciu restauracji Stefan wyjechał zarabiać na budowie, a Ania, która była w ciąży, została w domu. I tak, bez nadzoru właścicieli, ich wymarzony lokal szybko został zdegradowany do roli miejscowej pijalni piwa, do której nikt z mieszkańców nie zaglądał po to, by coś zjeść. Po narodzinach i odchowaniu najmłodszej, trzeciej córeczki, Ania wróciła do pracy w zajeździe. Pracowała codziennie, od świtu do późnego wieczora, by lokal był znowu postrzegany jako restauracja, a nie pijalnia piwa. Podjęła walkę o lepszy status swojego lokalu okupioną ogromnym wysiłkiem i pracą. Sukces jednak był połowiczny – „Zajazd u Stefana” przestał być postrzegany jako pijalnia piwa, stał się natomiast miejscową jadłodajnią, gdzie goście przychodzili tylko na obiady dnia, po 15 złotych. Awans do rangi prawdziwej restauracji się nie powiódł. Trudno się jednak temu dziwić, bo przez lata zaniedbań zajazd podupadł – zarówno wystrój, jak i stan techniczny lokalu pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogło być jednak inaczej, skoro na co dzień w lokalu pracuje tylko Ania, a jej mąż Stefan nic nie pomaga, poza porannym obieraniem ziemniaków. Pomimo że to on wymarzył sobie tę restaurację, teraz uznał, że żona radzi sobie świetnie i skoro jemu się nie udało, to niech ona spróbuje prowadzić restaurację. To teraz Ania zarządza, gotuje, zmywa, sprząta i obsługuje gości. Na bieżące naprawy, wymiany zużytego sprzętu, dodatkowe sprzątanie nie ma już ani czasu, ani siły. Anie wie, że dłużej nie da już rady ciągnąć wszystkiego sama, dlatego zdecydowała się poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Ania i Stefan od prawie 7 lat prowadzą swój „Zajazd u Stefana” przy głównej drodze w Odolanowie. Kiedy zaczynali, marzyli o restauracji z prawdziwego zdarzenia. Założenia były ambitne – zbudowali szeroką kartę menu, zatrudnili bardzo dobrą kucharkę, niestety do sukcesu zabrakło jednego… samych właścicieli.
Po otwarciu restauracji Stefan wyjechał zarabiać na budowie, a Ania, która była w ciąży, została w domu. I tak, bez nadzoru właścicieli, ich wymarzony lokal szybko został zdegradowany do roli miejscowej pijalni piwa, do której nikt z mieszkańców nie zaglądał po to, by coś zjeść. Po narodzinach i odchowaniu najmłodszej, trzeciej córeczki, Ania wróciła do pracy w zajeździe. Pracowała codziennie, od świtu do późnego wieczora, by lokal był znowu postrzegany jako restauracja, a nie pijalnia piwa. Podjęła walkę o lepszy status swojego lokalu okupioną ogromnym wysiłkiem i pracą. Sukces jednak był połowiczny – „Zajazd u Stefana” przestał być postrzegany jako pijalnia piwa, stał się natomiast miejscową jadłodajnią, gdzie goście przychodzili tylko na obiady dnia, po 15 złotych. Awans do rangi prawdziwej restauracji się nie powiódł. Trudno się jednak temu dziwić, bo przez lata zaniedbań zajazd podupadł – zarówno wystrój, jak i stan techniczny lokalu pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogło być jednak inaczej, skoro na co dzień w lokalu pracuje tylko Ania, a jej mąż Stefan nic nie pomaga, poza porannym obieraniem ziemniaków. Pomimo że to on wymarzył sobie tę restaurację, teraz uznał, że żona radzi sobie świetnie i skoro jemu się nie udało, to niech ona spróbuje prowadzić restaurację. To teraz Ania zarządza, gotuje, zmywa, sprząta i obsługuje gości. Na bieżące naprawy, wymiany zużytego sprzętu, dodatkowe sprzątanie nie ma już ani czasu, ani siły. Anie wie, że dłużej nie da już rady ciągnąć wszystkiego sama, dlatego zdecydowała się poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Zbyszek otwierając restaurację z żoną spełniał swoje życiowe marzenie. W niewielkim Sztumie, położonym niedaleko słynnego Malborka, powstała restauracja „Przedzamcze”. Zbyszek zainwestował w restaurację wszystkie swoje finanse i cały zapał, mając nadzieję, że dzięki temu zapewni dochody swojej rodzinie. Dziś przyznaje, że nie miał pojęcia w co się pakuje. Okazało się, że restauracja od samego początku przynosiła tylko straty finansowe. Problemy w biznesie podkopały jego małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Zbyszek został sam z upadającą restauracją i córkami, nad którymi prawo do opieki przyznał mu sąd. Jak się okazało konflikt z żoną w małym miasteczku wywołał lawinę plotek, insynuacji i podejrzeń. Zbyszek czuje się rozgoryczony i bezbronny, bo jak tu walczyć z pomówieniami? Jakby nieszczęść było mało, pracownicy restauracji okazali się nieuczciwi, regularnie okradając właściciela. Chociaż teraz na Podzamczu pracuje już zaufana ekipa, Zbyszkowi trudno jest uwierzyć ludziom na nowo. Wszyscy muszą walczyć z niepochlebnymi opiniami na temat właściciela, ale to za mało, by zmienić renomę restauracji „Przedzamcze” i zachęcić gości do wizyty. Zbyszek z całym zespołem mozolnie stara się wyprowadzić swoją restaurację na prostą, odrobić poniesione straty, ale efekty ich wysiłków są mizerne. Jedyną nadzieję właściciel widzi w Magdzie Gessler. Ale czy nieufny do ludzi Zbyszek będzie w stanie przyjąć krytykę słynnej restauratorki? Czy jej samej uda się „odczarować” Zbyszka i jego restaurację tak, by mieszkańcy Sztumu mieli ochotę w niej bywać?
Zbyszek otwierając restaurację z żoną spełniał swoje życiowe marzenie. W niewielkim Sztumie, położonym niedaleko słynnego Malborka, powstała restauracja „Przedzamcze”. Zbyszek zainwestował w restaurację wszystkie swoje finanse i cały zapał, mając nadzieję, że dzięki temu zapewni dochody swojej rodzinie. Dziś przyznaje, że nie miał pojęcia w co się pakuje. Okazało się, że restauracja od samego początku przynosiła tylko straty finansowe. Problemy w biznesie podkopały jego małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Zbyszek został sam z upadającą restauracją i córkami, nad którymi prawo do opieki przyznał mu sąd. Jak się okazało konflikt z żoną w małym miasteczku wywołał lawinę plotek, insynuacji i podejrzeń. Zbyszek czuje się rozgoryczony i bezbronny, bo jak tu walczyć z pomówieniami? Jakby nieszczęść było mało, pracownicy restauracji okazali się nieuczciwi, regularnie okradając właściciela. Chociaż teraz na Podzamczu pracuje już zaufana ekipa, Zbyszkowi trudno jest uwierzyć ludziom na nowo. Wszyscy muszą walczyć z niepochlebnymi opiniami na temat właściciela, ale to za mało, by zmienić renomę restauracji „Przedzamcze” i zachęcić gości do wizyty. Zbyszek z całym zespołem mozolnie stara się wyprowadzić swoją restaurację na prostą, odrobić poniesione straty, ale efekty ich wysiłków są mizerne. Jedyną nadzieję właściciel widzi w Magdzie Gessler. Ale czy nieufny do ludzi Zbyszek będzie w stanie przyjąć krytykę słynnej restauratorki? Czy jej samej uda się „odczarować” Zbyszka i jego restaurację tak, by mieszkańcy Sztumu mieli ochotę w niej bywać?
Zbyszek otwierając restaurację z żoną spełniał swoje życiowe marzenie. W niewielkim Sztumie, położonym niedaleko słynnego Malborka, powstała restauracja „Podzamcze”. Zbyszek zainwestował w restaurację wszystkie swoje finanse i cały zapał, mając nadzieję, że dzięki temu zapewni dochody swojej rodzinie. Dziś przyznaje, że nie miał pojęcia w co się pakuje. Okazało się, że restauracja od samego początku przynosiła tylko straty finansowe. Problemy w biznesie podkopały jego małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Zbyszek został sam z upadającą restauracją i córkami, nad którymi prawo do opieki przyznał mu sąd. Jak się okazało konflikt z żoną w małym miasteczku wywołał lawinę plotek, insynuacji i podejrzeń. Zbyszek czuje się rozgoryczony i bezbronny, bo jak tu walczyć z pomówieniami? Jakby nieszczęść było mało, pracownicy restauracji okazali się nieuczciwi, regularnie okradając właściciela. Chociaż teraz na Podzamczu pracuje już zaufana ekipa, Zbyszkowi trudno jest uwierzyć ludziom na nowo. Wszyscy muszą walczyć z niepochlebnymi opiniami na temat właściciela, ale to za mało, by zmienić renomę restauracji „Podzamcze” i zachęcić gości do wizyty. Zbyszek z całym zespołem mozolnie stara się wyprowadzić swoją restaurację na prostą, odrobić poniesione straty, ale efekty ich wysiłków są mizerne. Jedyną nadzieję właściciel widzi w Magdzie Gessler. Ale czy nieufny do ludzi Zbyszek będzie w stanie przyjąć krytykę słynnej restauratorki? Czy jej samej uda się „odczarować” Zbyszka i jego restaurację tak, by mieszkańcy Sztumu mieli ochotę w niej bywać?
Zbyszek otwierając restaurację z żoną spełniał swoje życiowe marzenie. W niewielkim Sztumie, położonym niedaleko słynnego Malborka, powstała restauracja „Podzamcze”. Zbyszek zainwestował w restaurację wszystkie swoje finanse i cały zapał, mając nadzieję, że dzięki temu zapewni dochody swojej rodzinie. Dziś przyznaje, że nie miał pojęcia w co się pakuje. Okazało się, że restauracja od samego początku przynosiła tylko straty finansowe. Problemy w biznesie podkopały jego małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Zbyszek został sam z upadającą restauracją i córkami, nad którymi prawo do opieki przyznał mu sąd. Jak się okazało konflikt z żoną w małym miasteczku wywołał lawinę plotek, insynuacji i podejrzeń. Zbyszek czuje się rozgoryczony i bezbronny, bo jak tu walczyć z pomówieniami? Jakby nieszczęść było mało, pracownicy restauracji okazali się nieuczciwi, regularnie okradając właściciela. Chociaż teraz na Podzamczu pracuje już zaufana ekipa, Zbyszkowi trudno jest uwierzyć ludziom na nowo. Wszyscy muszą walczyć z niepochlebnymi opiniami na temat właściciela, ale to za mało, by zmienić renomę restauracji „Podzamcze” i zachęcić gości do wizyty. Zbyszek z całym zespołem mozolnie stara się wyprowadzić swoją restaurację na prostą, odrobić poniesione straty, ale efekty ich wysiłków są mizerne. Jedyną nadzieję właściciel widzi w Magdzie Gessler. Ale czy nieufny do ludzi Zbyszek będzie w stanie przyjąć krytykę słynnej restauratorki? Czy jej samej uda się „odczarować” Zbyszka i jego restaurację tak, by mieszkańcy Sztumu mieli ochotę w niej bywać?
Zbyszek otwierając restaurację z żoną, spełniał swoje życiowe marzenie. W niewielkim Sztumie, położonym niedaleko słynnego Malborka, powstała restauracja „Podzamcze”. Zbyszek zainwestował w restaurację wszystkie swoje finanse i cały zapał, mając nadzieję, że dzięki temu zapewni dochody swojej rodzinie. Dziś przyznaje, że nie miał pojęcia w co się pakuje. Okazało się, że restauracja od samego początku przynosiła tylko straty finansowe. Problemy w biznesie podkopały jego małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Zbyszek został sam z upadającą restauracją i córkami, nad którymi prawo do opieki przyznał mu sąd. Jak się okazało konflikt z żoną w małym miasteczku wywołał lawinę plotek, insynuacji i podejrzeń. Zbyszek czuje się rozgoryczony i bezbronny, bo jak tu walczyć z pomówieniami? Jakby nieszczęść było mało, pracownicy restauracji okazali się nieuczciwi, regularnie okradając właściciela. Chociaż teraz na Podzamczu pracuje już zaufana ekipa, Zbyszkowi trudno jest uwierzyć ludziom na nowo. Wszyscy muszą walczyć z niepochlebnymi opiniami na temat właściciela, ale to za mało, by zmienić renomę restauracji „Podzamcze” i zachęcić gości do wizyty. Zbyszek z całym zespołem mozolnie stara się wyprowadzić swoją restaurację na prostą, odrobić poniesione straty, ale efekty ich wysiłków są mizerne. Jedyną nadzieję właściciel widzi w Magdzie Gessler. Ale czy nieufny do ludzi Zbyszek będzie w stanie przyjąć krytykę słynnej restauratorki? Czy jej samej uda się „odczarować” Zbyszka i jego restaurację tak, by mieszkańcy Sztumu mieli ochotę w niej bywać?
Restauracja „Italian House” mieści się w atrakcyjnej części Torunia, na Starym Mieście, w pięknej, zabytkowej kamienicy. Jej właścicielem jest Maciek, który parę lat temu w tym miejscu otworzył restaurację ze swoją ulubioną kuchnią azjatycką oraz sushi. Niestety jego brak doświadczenia szybko zaczęli wykorzystywać pracownicy, a knajpa zamiast oczekiwanych dochodów, zaczęła przynosić wyłącznie straty. Właściciel wraz z żoną podjęli decyzję o zamknięciu restauracji i sprzedaży lokalu. Wtedy pojawił się Cufo, Albańczyk, doświadczony menadżer i kucharz, który zainteresował się ofertą kupna. Zanim jednak został formalnym właścicielem restauracji Maćka, od razu przejął dowodzenie w knajpie i zaprowadził swoje porządki: zatrudnił swoich kucharzy, zmienił profil kuchni na włoską, na której znał się świetnie, bo pracował także we Włoszech. Niestety mimo doświadczenia Cufa i ogromnych zmian, jakie wprowadził knajpa nadal świeciła pustkami i nikt do niej nie zaglądał. Maciek nadal pozostawał prawnym właścicielem lokalu, bo Cufo zwlekał ze sfinalizowaniem transakcji. Po kilku miesiącach nieformalnych rządów Albańczyka zaczęły spływać jego niezapłacone rachunki i faktury na kilkadziesiąt tysięcy złotych, za które musiał zapłacić Maciek. Dopiero wtedy stracił zaufanie do swojego menadżera i postanowił wezwać prawdziwego eksperta, czyli Magdę Gessler.
Restauracja „Italian House” mieści się w atrakcyjnej części Torunia, na Starym Mieście, w pięknej, zabytkowej kamienicy. Jej właścicielem jest Maciek, który parę lat temu w tym miejscu otworzył restaurację ze swoją ulubioną kuchnią azjatycką oraz sushi. Niestety jego brak doświadczenia szybko zaczęli wykorzystywać pracownicy, a knajpa zamiast oczekiwanych dochodów, zaczęła przynosić wyłącznie straty. Właściciel wraz z żoną podjęli decyzję o zamknięciu restauracji i sprzedaży lokalu. Wtedy pojawił się Cufo, Albańczyk, doświadczony menadżer i kucharz, który zainteresował się ofertą kupna. Zanim jednak został formalnym właścicielem restauracji Maćka, od razu przejął dowodzenie w knajpie i zaprowadził swoje porządki: zatrudnił swoich kucharzy, zmienił profil kuchni na włoską, na której znał się świetnie, bo pracował także we Włoszech. Niestety mimo doświadczenia Cufa i ogromnych zmian, jakie wprowadził knajpa nadal świeciła pustkami i nikt do niej nie zaglądał. Maciek nadal pozostawał prawnym właścicielem lokalu, bo Cufo zwlekał ze sfinalizowaniem transakcji. Po kilku miesiącach nieformalnych rządów Albańczyka zaczęły spływać jego niezapłacone rachunki i faktury na kilkadziesiąt tysięcy złotych, za które musiał zapłacić Maciek. Dopiero wtedy stracił zaufanie do swojego menadżera i postanowił wezwać prawdziwego eksperta, czyli Magdę Gessler.
Restauracja „Italian House” mieści się w atrakcyjnej części Torunia, na Starym Mieście, w pięknej, zabytkowej kamienicy. Jej właścicielem jest Maciek, który parę lat temu w tym miejscu otworzył restaurację ze swoją ulubioną kuchnią azjatycką oraz sushi. Niestety jego brak doświadczenia szybko zaczęli wykorzystywać pracownicy, a knajpa zamiast oczekiwanych dochodów, zaczęła przynosić wyłącznie straty. Właściciel wraz z żoną podjęli decyzję o zamknięciu restauracji i sprzedaży lokalu. Wtedy pojawił się Cufo, Albańczyk, doświadczony menadżer i kucharz, który zainteresował się ofertą kupna. Zanim jednak został formalnym właścicielem restauracji Maćka, od razu przejął dowodzenie w knajpie i zaprowadził swoje porządki: zatrudnił swoich kucharzy, zmienił profil kuchni na włoską, na której znał się świetnie, bo pracował także we Włoszech. Niestety mimo doświadczenia Cufa i ogromnych zmian, jakie wprowadził knajpa nadal świeciła pustkami i nikt do niej nie zaglądał. Maciek nadal pozostawał prawnym właścicielem lokalu, bo Cufo zwlekał ze sfinalizowaniem transakcji. Po kilku miesiącach nieformalnych rządów Albańczyka zaczęły spływać jego niezapłacone rachunki i faktury na kilkadziesiąt tysięcy złotych, za które musiał zapłacić Maciek. Dopiero wtedy stracił zaufanie do swojego menadżera i postanowił wezwać prawdziwego eksperta, czyli Magdę Gessler.