Fang jest rodowitą Chinką. Do Polski przyjechała w 1997 roku, by trenować drużynę tenisa stołowego. Sport ten uprawia od szóstego roku życia, co bez wątpienia ukształtowało jej charakter. Mam Fang przyznaje, że jej córka jest bardzo silną kobietą – gry rozpoczęła swoją edukację, zamieszkała w sportowym internacie z dala od domu. Dorastając, ciężko trenowała, żeby osiągnąć sukces. Dwa lata temu Fang postanowiła otworzyć restaurację, dla swojego drugiego męża – Youn. Chciała, by miał on własny biznes i pracę. Niestety dwa miesiące później mężczyzna zmarł. Kobieta przeszła załamanie; postanowiła zamknąć lokal - przez ponad miesiąc restauracja "Fang Youn” była nieczynna.
Za namową rodziny, właścicielka wznowiła działalność. Niezłomna natura Fang nie pozwoliła się jej poddać bez walki. Kobieta wychowuje dwoje dzieci i opiekuje się własną mamę. Kiedy Fang otrząsnęła się z szoku po śmierci męża, zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Sprawdziła z Warszawy swojego rodaka - chińskiego kucharza, który miał przejąć stery w kuchni. Restauracja nigdy nie przynosiła dużych dochodów, a po ponownym otwarciu - w ogóle na siebie nie zarabia. Fang zaprosiła Magdę Gessler, licząc na jej pomoc.
Fang jest rodowitą Chinką. Do Polski przyjechała w 1997 roku, by trenować drużynę tenisa stołowego. Sport ten uprawia od szóstego roku życia, co bez wątpienia ukształtowało jej charakter. Mam Fang przyznaje, że jej córka jest bardzo silną kobietą – gry rozpoczęła swoją edukację, zamieszkała w sportowym internacie z dala od domu. Dorastając, ciężko trenowała, żeby osiągnąć sukces. Dwa lata temu Fang postanowiła otworzyć restaurację, dla swojego drugiego męża – Youn. Chciała, by miał on własny biznes i pracę. Niestety dwa miesiące później mężczyzna zmarł. Kobieta przeszła załamanie; postanowiła zamknąć lokal - przez ponad miesiąc restauracja "Fang Youn” była nieczynna.
Za namową rodziny, właścicielka wznowiła działalność. Niezłomna natura Fang nie pozwoliła się jej poddać bez walki. Kobieta wychowuje dwoje dzieci i opiekuje się własną mamę. Kiedy Fang otrząsnęła się z szoku po śmierci męża, zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Sprawdziła z Warszawy swojego rodaka - chińskiego kucharza, który miał przejąć stery w kuchni. Restauracja nigdy nie przynosiła dużych dochodów, a po ponownym otwarciu - w ogóle na siebie nie zarabia. Fang zaprosiła Magdę Gessler, licząc na jej pomoc.
W Swarzędzu na nowym osiedlu, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły, Piotr i Karolina otworzyli restaurację, „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń. Kiedy się poznali, postanowili zacząć wszystko od nowa.
Początek zapowiadał się całkiem nieźle – gości nie brakowało. Niestety, od kilku miesięcy restauracja świeci pustkami, a starania jej właścicieli nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż w lokalu wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna, a witrynki na barze kuszą apetycznymi ciastami, niewiele osób tutaj zagląda.
Karolina i Piotr czują się coraz bardziej sfrustrowani, wiele wysiłków kosztuje ich prowadzenie restauracji. Piotr, który co miesiąc dopłaca do biznesu, zdecydował się wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje, ma nagranych kilkadziesiąt odcinków „Kuchennych rewolucji” . Wie, że restauratorka ma szósty zmysł i ma nadzieje, że uda jej się dotrzeć do tego, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Choć Magda odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
Fang jest rodowitą Chinką. Do Polski przyjechała w 1997 roku, by trenować drużynę tenisa stołowego. Sport ten uprawia od szóstego roku życia, co bez wątpienia ukształtowało jej charakter. Mam Fang przyznaje, że jej córka jest bardzo silną kobietą – gry rozpoczęła swoją edukację, zamieszkała w sportowym internacie z dala od domu. Dorastając, ciężko trenowała, żeby osiągnąć sukces. Dwa lata temu Fang postanowiła otworzyć restaurację, dla swojego drugiego męża – Youn. Chciała, by miał on własny biznes i pracę. Niestety dwa miesiące później mężczyzna zmarł. Kobieta przeszła załamanie; postanowiła zamknąć lokal - przez ponad miesiąc restauracja "Fang Youn” była nieczynna.
Za namową rodziny, właścicielka wznowiła działalność. Niezłomna natura Fang nie pozwoliła się jej poddać bez walki. Kobieta wychowuje dwoje dzieci i opiekuje się własną mamę. Kiedy Fang otrząsnęła się z szoku po śmierci męża, zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Sprawdziła z Warszawy swojego rodaka - chińskiego kucharza, który miał przejąć stery w kuchni. Restauracja nigdy nie przynosiła dużych dochodów, a po ponownym otwarciu - w ogóle na siebie nie zarabia. Fang zaprosiła Magdę Gessler, licząc na jej pomoc.
W Swarzędzu na nowym osiedlu, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły, Piotr i Karolina otworzyli restaurację, „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń. Kiedy się poznali, postanowili zacząć wszystko od nowa.
Początek zapowiadał się całkiem nieźle – gości nie brakowało. Niestety, od kilku miesięcy restauracja świeci pustkami, a starania jej właścicieli nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż w lokalu wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna, a witrynki na barze kuszą apetycznymi ciastami, niewiele osób tutaj zagląda.
Karolina i Piotr czują się coraz bardziej sfrustrowani, wiele wysiłków kosztuje ich prowadzenie restauracji. Piotr, który co miesiąc dopłaca do biznesu, zdecydował się wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje, ma nagranych kilkadziesiąt odcinków „Kuchennych rewolucji” . Wie, że restauratorka ma szósty zmysł i ma nadzieje, że uda jej się dotrzeć do tego, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Choć Magda odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
W Swarzędzu na nowym osiedlu, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły, Piotr i Karolina otworzyli restaurację, „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń. Kiedy się poznali, postanowili zacząć wszystko od nowa.
Początek zapowiadał się całkiem nieźle – gości nie brakowało. Niestety, od kilku miesięcy restauracja świeci pustkami, a starania jej właścicieli nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż w lokalu wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna, a witrynki na barze kuszą apetycznymi ciastami, niewiele osób tutaj zagląda.
Karolina i Piotr czują się coraz bardziej sfrustrowani, wiele wysiłków kosztuje ich prowadzenie restauracji. Piotr, który co miesiąc dopłaca do biznesu, zdecydował się wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje, ma nagranych kilkadziesiąt odcinków „Kuchennych rewolucji” . Wie, że restauratorka ma szósty zmysł i ma nadzieje, że uda jej się dotrzeć do tego, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Choć Magda odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
W Swarzędzu na nowym osiedlu, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły, Piotr i Karolina otworzyli restaurację, „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń. Kiedy się poznali, postanowili zacząć wszystko od nowa.
Początek zapowiadał się całkiem nieźle – gości nie brakowało. Niestety, od kilku miesięcy restauracja świeci pustkami, a starania jej właścicieli nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż w lokalu wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna, a witrynki na barze kuszą apetycznymi ciastami, niewiele osób tutaj zagląda.
Karolina i Piotr czują się coraz bardziej sfrustrowani, wiele wysiłków kosztuje ich prowadzenie restauracji. Piotr, który co miesiąc dopłaca do biznesu, zdecydował się wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje, ma nagranych kilkadziesiąt odcinków „Kuchennych rewolucji” . Wie, że restauratorka ma szósty zmysł i ma nadzieje, że uda jej się dotrzeć do tego, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Choć Magda odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
W Swarzędzu na nowym osiedlu, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły, Piotr i Karolina otworzyli restaurację, „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń. Kiedy się poznali, postanowili zacząć wszystko od nowa.
Początek zapowiadał się całkiem nieźle – gości nie brakowało. Niestety, od kilku miesięcy restauracja świeci pustkami, a starania jej właścicieli nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż w lokalu wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna, a witrynki na barze kuszą apetycznymi ciastami, niewiele osób tutaj zagląda.
Karolina i Piotr czują się coraz bardziej sfrustrowani, wiele wysiłków kosztuje ich prowadzenie restauracji. Piotr, który co miesiąc dopłaca do biznesu, zdecydował się wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje, ma nagranych kilkadziesiąt odcinków „Kuchennych rewolucji” . Wie, że restauratorka ma szósty zmysł i ma nadzieje, że uda jej się dotrzeć do tego, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Choć Magda odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
W Swarzędzu na nowym osiedlu, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły, Piotr i Karolina otworzyli restaurację, „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń. Kiedy się poznali, postanowili zacząć wszystko od nowa.
Początek zapowiadał się całkiem nieźle – gości nie brakowało. Niestety, od kilku miesięcy restauracja świeci pustkami, a starania jej właścicieli nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż w lokalu wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna, a witrynki na barze kuszą apetycznymi ciastami, niewiele osób tutaj zagląda.
Karolina i Piotr czują się coraz bardziej sfrustrowani, wiele wysiłków kosztuje ich prowadzenie restauracji. Piotr, który co miesiąc dopłaca do biznesu, zdecydował się wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje, ma nagranych kilkadziesiąt odcinków „Kuchennych rewolucji” . Wie, że restauratorka ma szósty zmysł i ma nadzieje, że uda jej się dotrzeć do tego, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Choć Magda odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
Zwiastun 13. odcinka "Kuchennych rewolucji"
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów.
„Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości.
Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch.
Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania sytuacji beznadziejnych i wezwał na pomoc Magdę Gessler.
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów.
„Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości.
Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch.
Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania sytuacji beznadziejnych i wezwał na pomoc Magdę Gessler.
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów.
„Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości.
Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch.
Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania sytuacji beznadziejnych i wezwał na pomoc Magdę Gessler.
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów.
„Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości.
Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch.
Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania sytuacji beznadziejnych i wezwał na pomoc Magdę Gessler.
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów.
„Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości.
Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch.
Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania sytuacji beznadziejnych i wezwał na pomoc Magdę Gessler.
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów.
„Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości.
Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch.
Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania sytuacji beznadziejnych i wezwał na pomoc Magdę Gessler.
Wielkimi krokami zbliża się 200. odcinek "Kuchennych rewolucji". W związku z tym Magda Gessler podsumowała dotychczasową pracę na planie programu. Odniosła się też do słów tzw. hejterów, którzy zarzucają, że program jest ustawiony, że restauracje płacą za udział w programie - jaka jest prawda? Pani Magda Gessler bez owijania w bawełnę tłumaczy! ;)
Magda Gessler nie zwalnia tempa i już jesienią zaserwuje nam kolejny premierowy sezon "Kuchennych rewolucji". Czym nas zaskoczy? Jakie są jej wrażenia po pierwszych dniach zdjęciowych? Sprawdźcie, co papieżyca polskiej gastronomii zdradziła nam na dniu prasowym, promującym obecny, 15. już sezon swojego kultowego programu. PS W którym z polskich miast najchętniej zobaczylibyście pomocną rękę pani Magdy? Komentujcie. Czekamy na Wasze sugestie! ;)
Na jednym z osiedli mieszkaniowych malowniczo położonego Ostrowca Świętokrzyskiego pani Ania otworzyła swoją kolejną jadłodajnię, czyli „Bar na Stawkach”. Wcześniej przez 6 lat prowadziła bar z obiadami domowymi w jednej z galerii handlowych, więc otwierając swój drugi bar, postanowiła trzymać się już sprawdzonego przepisu na biznes. Dlatego „Bar na Stawkach” serwuje dania domowej kuchni polskiej, czyli żurek, rosół, pomidorową, gulasz, kopytka itp. Zatem znane wszystkim i lubiane potrawy, które jak już sprawdziła właścicielka – przynoszą sukces.
Personel w „Barze na Stawkach” też jest sprawdzony, bo kucharki i kelnerki pracowały u pani Ani jeszcze w poprzednim lokalu, ale kiedy okazało się, że „Bar na Stawkach” nie cieszy się powodzeniem i nie zarabia na swoje utrzymanie, pani Ania postanowiła jeszcze bardziej zaangażować się w pracę. Od pewnego czasu codziennie wstaje o 4 rano, żeby skoro świt być już w barze, sama zaczęła gotować, czego wcześniej nie robiła. Skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic oraz czystości, szczególnie na kuchni, która lśni wypucowana niczym laboratorium, co panią Anię akurat uszczęśliwia i sama szczerze to przyznaje. Niestety jej pracownice już tak zadowolone nie są, a pani Ania zauważyła, że ostatnio naprawdę zaczęły ignorować jej polecenia, dlatego oznajmiła im, że zacznie udzielać im nagan w formie pisemnej.
Wszystkie wysiłki właścicielki „Baru na Stawkach” niestety nie poprawiły jednak sytuacji finansowej jadłodajni, bo klientów ceniących sobie jej dania nie przybyło. Za to pracownice uznały, że dłużej w takiej atmosferze pracować się nie da, a wszelkie starania ich lubianej (do niedawna) szefowej przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc wezwały na pomoc Magdę Gessler.
Na jednym z osiedli mieszkaniowych malowniczo położonego Ostrowca Świętokrzyskiego pani Ania otworzyła swoją kolejną jadłodajnię, czyli „Bar na Stawkach”. Wcześniej przez 6 lat prowadziła bar z obiadami domowymi w jednej z galerii handlowych, więc otwierając swój drugi bar, postanowiła trzymać się już sprawdzonego przepisu na biznes. Dlatego „Bar na Stawkach” serwuje dania domowej kuchni polskiej, czyli żurek, rosół, pomidorową, gulasz, kopytka itp. Zatem znane wszystkim i lubiane potrawy, które jak już sprawdziła właścicielka – przynoszą sukces.
Personel w „Barze na Stawkach” też jest sprawdzony, bo kucharki i kelnerki pracowały u pani Ani jeszcze w poprzednim lokalu, ale kiedy okazało się, że „Bar na Stawkach” nie cieszy się powodzeniem i nie zarabia na swoje utrzymanie, pani Ania postanowiła jeszcze bardziej zaangażować się w pracę. Od pewnego czasu codziennie wstaje o 4 rano, żeby skoro świt być już w barze, sama zaczęła gotować, czego wcześniej nie robiła. Skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic oraz czystości, szczególnie na kuchni, która lśni wypucowana niczym laboratorium, co panią Anię akurat uszczęśliwia i sama szczerze to przyznaje. Niestety jej pracownice już tak zadowolone nie są, a pani Ania zauważyła, że ostatnio naprawdę zaczęły ignorować jej polecenia, dlatego oznajmiła im, że zacznie udzielać im nagan w formie pisemnej.
Wszystkie wysiłki właścicielki „Baru na Stawkach” niestety nie poprawiły jednak sytuacji finansowej jadłodajni, bo klientów ceniących sobie jej dania nie przybyło. Za to pracownice uznały, że dłużej w takiej atmosferze pracować się nie da, a wszelkie starania ich lubianej (do niedawna) szefowej przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc wezwały na pomoc Magdę Gessler.
Na jednym z osiedli mieszkaniowych malowniczo położonego Ostrowca Świętokrzyskiego pani Ania otworzyła swoją kolejną jadłodajnię, czyli „Bar na Stawkach”. Wcześniej przez 6 lat prowadziła bar z obiadami domowymi w jednej z galerii handlowych, więc otwierając swój drugi bar, postanowiła trzymać się już sprawdzonego przepisu na biznes. Dlatego „Bar na Stawkach” serwuje dania domowej kuchni polskiej, czyli żurek, rosół, pomidorową, gulasz, kopytka itp. Zatem znane wszystkim i lubiane potrawy, które jak już sprawdziła właścicielka – przynoszą sukces.
Personel w „Barze na Stawkach” też jest sprawdzony, bo kucharki i kelnerki pracowały u pani Ani jeszcze w poprzednim lokalu, ale kiedy okazało się, że „Bar na Stawkach” nie cieszy się powodzeniem i nie zarabia na swoje utrzymanie, pani Ania postanowiła jeszcze bardziej zaangażować się w pracę. Od pewnego czasu codziennie wstaje o 4 rano, żeby skoro świt być już w barze, sama zaczęła gotować, czego wcześniej nie robiła. Skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic oraz czystości, szczególnie na kuchni, która lśni wypucowana niczym laboratorium, co panią Anię akurat uszczęśliwia i sama szczerze to przyznaje. Niestety jej pracownice już tak zadowolone nie są, a pani Ania zauważyła, że ostatnio naprawdę zaczęły ignorować jej polecenia, dlatego oznajmiła im, że zacznie udzielać im nagan w formie pisemnej.
Wszystkie wysiłki właścicielki „Baru na Stawkach” niestety nie poprawiły jednak sytuacji finansowej jadłodajni, bo klientów ceniących sobie jej dania nie przybyło. Za to pracownice uznały, że dłużej w takiej atmosferze pracować się nie da, a wszelkie starania ich lubianej (do niedawna) szefowej przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc wezwały na pomoc Magdę Gessler.
Na jednym z osiedli mieszkaniowych malowniczo położonego Ostrowca Świętokrzyskiego pani Ania otworzyła swoją kolejną jadłodajnię, czyli „Bar na Stawkach”. Wcześniej przez 6 lat prowadziła bar z obiadami domowymi w jednej z galerii handlowych, więc otwierając swój drugi bar, postanowiła trzymać się już sprawdzonego przepisu na biznes. Dlatego „Bar na Stawkach” serwuje dania domowej kuchni polskiej, czyli żurek, rosół, pomidorową, gulasz, kopytka itp. Zatem znane wszystkim i lubiane potrawy, które jak już sprawdziła właścicielka – przynoszą sukces.
Personel w „Barze na Stawkach” też jest sprawdzony, bo kucharki i kelnerki pracowały u pani Ani jeszcze w poprzednim lokalu, ale kiedy okazało się, że „Bar na Stawkach” nie cieszy się powodzeniem i nie zarabia na swoje utrzymanie, pani Ania postanowiła jeszcze bardziej zaangażować się w pracę. Od pewnego czasu codziennie wstaje o 4 rano, żeby skoro świt być już w barze, sama zaczęła gotować, czego wcześniej nie robiła. Skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic oraz czystości, szczególnie na kuchni, która lśni wypucowana niczym laboratorium, co panią Anię akurat uszczęśliwia i sama szczerze to przyznaje. Niestety jej pracownice już tak zadowolone nie są, a pani Ania zauważyła, że ostatnio naprawdę zaczęły ignorować jej polecenia, dlatego oznajmiła im, że zacznie udzielać im nagan w formie pisemnej.
Wszystkie wysiłki właścicielki „Baru na Stawkach” niestety nie poprawiły jednak sytuacji finansowej jadłodajni, bo klientów ceniących sobie jej dania nie przybyło. Za to pracownice uznały, że dłużej w takiej atmosferze pracować się nie da, a wszelkie starania ich lubianej (do niedawna) szefowej przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc wezwały na pomoc Magdę Gessler.
Głogówek to niewielkie miasto w województwie opolskim. Młoda mama, Pani Kasia, postanowiła założyć własny biznes. Z zawodu kosmetyczka, z zamiłowania pasjonatka gotowania i blogerka kulinarna. Razem z mężem, który pracuje w bazie transportowej, postanowiła wykorzystać szanse na założenie punktu gastronomicznego. Małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę, wydzierżawiło prześliczny budynek na terenie bazy, w którym zdecydowało się zarówno zamieszkać z całą rodziną, jak i otworzyć restaurację. Z początku dobra lokalizacja i pomysł na kuchnię amerykańską z szybkimi daniami takim jak hamburgery i frytki, zaskarbiły sobie klientelę i przynosiły zyski. Niestety po jakimś czasie pojawiły się problemy osobiste, które położyły się cieniem na funkcjonowaniu restauracji. Pani Kasia rozwiodła się z mężem, restauracja przestała funkcjonować w ustalonych godzinach, klienci często zastawali bar zamknięty i odchodzili z kwitkiem. Pani Kasia straciła zapał do pracy i chęć do działania. Przestała dbać zarówno o siebie, jak i lokal. Do pomocy Pani Kasi ruszyli rodzicie i przyjaciółka, którzy bardzo starają się uratować upadający biznes. Czy przyjazd Magdy Gessler pomoże zrewolucjonizować zarówno lokal, jak i podejście samej właścicielki? Czy Pani Kasia ma jeszcze serce do gastronomii, czy zawalczy o siebie, swoją rodzinę i swój biznes? Czy uda się także przekonać zniechęconych gości, że warto znowu stołować się u Pani Kasi i dać jej drugą szansę?
Głogówek to niewielkie miasto w województwie opolskim. Młoda mama, Pani Kasia, postanowiła założyć własny biznes. Z zawodu kosmetyczka, z zamiłowania pasjonatka gotowania i blogerka kulinarna. Razem z mężem, który pracuje w bazie transportowej, postanowiła wykorzystać szanse na założenie punktu gastronomicznego. Małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę, wydzierżawiło prześliczny budynek na terenie bazy, w którym zdecydowało się zarówno zamieszkać z całą rodziną, jak i otworzyć restaurację. Z początku dobra lokalizacja i pomysł na kuchnię amerykańską z szybkimi daniami takim jak hamburgery i frytki, zaskarbiły sobie klientelę i przynosiły zyski. Niestety po jakimś czasie pojawiły się problemy osobiste, które położyły się cieniem na funkcjonowaniu restauracji. Pani Kasia rozwiodła się z mężem, restauracja przestała funkcjonować w ustalonych godzinach, klienci często zastawali bar zamknięty i odchodzili z kwitkiem. Pani Kasia straciła zapał do pracy i chęć do działania. Przestała dbać zarówno o siebie, jak i lokal. Do pomocy Pani Kasi ruszyli rodzicie i przyjaciółka, którzy bardzo starają się uratować upadający biznes. Czy przyjazd Magdy Gessler pomoże zrewolucjonizować zarówno lokal, jak i podejście samej właścicielki? Czy Pani Kasia ma jeszcze serce do gastronomii, czy zawalczy o siebie, swoją rodzinę i swój biznes? Czy uda się także przekonać zniechęconych gości, że warto znowu stołować się u Pani Kasi i dać jej drugą szansę?
Głogówek to niewielkie miasto w województwie opolskim. Młoda mama, Pani Kasia, postanowiła założyć własny biznes. Z zawodu kosmetyczka, z zamiłowania pasjonatka gotowania i blogerka kulinarna. Razem z mężem, który pracuje w bazie transportowej, postanowiła wykorzystać szanse na założenie punktu gastronomicznego. Małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę, wydzierżawiło prześliczny budynek na terenie bazy, w którym zdecydowało się zarówno zamieszkać z całą rodziną, jak i otworzyć restaurację. Z początku dobra lokalizacja i pomysł na kuchnię amerykańską z szybkimi daniami takim jak hamburgery i frytki, zaskarbiły sobie klientelę i przynosiły zyski. Niestety po jakimś czasie pojawiły się problemy osobiste, które położyły się cieniem na funkcjonowaniu restauracji. Pani Kasia rozwiodła się z mężem, restauracja przestała funkcjonować w ustalonych godzinach, klienci często zastawali bar zamknięty i odchodzili z kwitkiem. Pani Kasia straciła zapał do pracy i chęć do działania. Przestała dbać zarówno o siebie, jak i lokal. Do pomocy Pani Kasi ruszyli rodzicie i przyjaciółka, którzy bardzo starają się uratować upadający biznes. Czy przyjazd Magdy Gessler pomoże zrewolucjonizować zarówno lokal, jak i podejście samej właścicielki? Czy Pani Kasia ma jeszcze serce do gastronomii, czy zawalczy o siebie, swoją rodzinę i swój biznes? Czy uda się także przekonać zniechęconych gości, że warto znowu stołować się u Pani Kasi i dać jej drugą szansę?
Głogówek to niewielkie miasto w województwie opolskim. Młoda mama, Pani Kasia, postanowiła założyć własny biznes. Z zawodu kosmetyczka, z zamiłowania pasjonatka gotowania i blogerka kulinarna. Razem z mężem, który pracuje w bazie transportowej, postanowiła wykorzystać szanse na założenie punktu gastronomicznego. Małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę, wydzierżawiło prześliczny budynek na terenie bazy, w którym zdecydowało się zarówno zamieszkać z całą rodziną, jak i otworzyć restaurację. Z początku dobra lokalizacja i pomysł na kuchnię amerykańską z szybkimi daniami takim jak hamburgery i frytki, zaskarbiły sobie klientelę i przynosiły zyski. Niestety po jakimś czasie pojawiły się problemy osobiste, które położyły się cieniem na funkcjonowaniu restauracji. Pani Kasia rozwiodła się z mężem, restauracja przestała funkcjonować w ustalonych godzinach, klienci często zastawali bar zamknięty i odchodzili z kwitkiem. Pani Kasia straciła zapał do pracy i chęć do działania. Przestała dbać zarówno o siebie, jak i lokal. Do pomocy Pani Kasi ruszyli rodzicie i przyjaciółka, którzy bardzo starają się uratować upadający biznes. Czy przyjazd Magdy Gessler pomoże zrewolucjonizować zarówno lokal, jak i podejście samej właścicielki? Czy Pani Kasia ma jeszcze serce do gastronomii, czy zawalczy o siebie, swoją rodzinę i swój biznes? Czy uda się także przekonać zniechęconych gości, że warto znowu stołować się u Pani Kasi i dać jej drugą szansę?
Na jednym z osiedli mieszkaniowych malowniczo położonego Ostrowca Świętokrzyskiego pani Ania otworzyła swoją kolejną jadłodajnię, czyli „Bar na Stawkach”. Wcześniej przez 6 lat prowadziła bar z obiadami domowymi w jednej z galerii handlowych, więc otwierając swój drugi bar, postanowiła trzymać się już sprawdzonego przepisu na biznes. Dlatego „Bar na Stawkach” serwuje dania domowej kuchni polskiej, czyli żurek, rosół, pomidorową, gulasz, kopytka itp. Zatem znane wszystkim i lubiane potrawy, które jak już sprawdziła właścicielka – przynoszą sukces.
Personel w „Barze na Stawkach” też jest sprawdzony, bo kucharki i kelnerki pracowały u pani Ani jeszcze w poprzednim lokalu, ale kiedy okazało się, że „Bar na Stawkach” nie cieszy się powodzeniem i nie zarabia na swoje utrzymanie, pani Ania postanowiła jeszcze bardziej zaangażować się w pracę. Od pewnego czasu codziennie wstaje o 4 rano, żeby skoro świt być już w barze, sama zaczęła gotować, czego wcześniej nie robiła. Skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic oraz czystości, szczególnie na kuchni, która lśni wypucowana niczym laboratorium, co panią Anię akurat uszczęśliwia i sama szczerze to przyznaje. Niestety jej pracownice już tak zadowolone nie są, a pani Ania zauważyła, że ostatnio naprawdę zaczęły ignorować jej polecenia, dlatego oznajmiła im, że zacznie udzielać im nagan w formie pisemnej.
Wszystkie wysiłki właścicielki „Baru na Stawkach” niestety nie poprawiły jednak sytuacji finansowej jadłodajni, bo klientów ceniących sobie jej dania nie przybyło. Za to pracownice uznały, że dłużej w takiej atmosferze pracować się nie da, a wszelkie starania ich lubianej (do niedawna) szefowej przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc wezwały na pomoc Magdę Gessler.
Głogówek to niewielkie miasto w województwie opolskim. Młoda mama, Pani Kasia, postanowiła założyć własny biznes. Z zawodu kosmetyczka, z zamiłowania pasjonatka gotowania i blogerka kulinarna. Razem z mężem, który pracuje w bazie transportowej, postanowiła wykorzystać szanse na założenie punktu gastronomicznego. Małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę, wydzierżawiło prześliczny budynek na terenie bazy, w którym zdecydowało się zarówno zamieszkać z całą rodziną, jak i otworzyć restaurację. Z początku dobra lokalizacja i pomysł na kuchnię amerykańską z szybkimi daniami takim jak hamburgery i frytki, zaskarbiły sobie klientelę i przynosiły zyski. Niestety po jakimś czasie pojawiły się problemy osobiste, które położyły się cieniem na funkcjonowaniu restauracji. Pani Kasia rozwiodła się z mężem, restauracja przestała funkcjonować w ustalonych godzinach, klienci często zastawali bar zamknięty i odchodzili z kwitkiem. Pani Kasia straciła zapał do pracy i chęć do działania. Przestała dbać zarówno o siebie, jak i lokal. Do pomocy Pani Kasi ruszyli rodzicie i przyjaciółka, którzy bardzo starają się uratować upadający biznes. Czy przyjazd Magdy Gessler pomoże zrewolucjonizować zarówno lokal, jak i podejście samej właścicielki? Czy Pani Kasia ma jeszcze serce do gastronomii, czy zawalczy o siebie, swoją rodzinę i swój biznes? Czy uda się także przekonać zniechęconych gości, że warto znowu stołować się u Pani Kasi i dać jej drugą szansę?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?