Marianna Stuhr o malarstwie, relacji z tatą i żałobie. "Ciążyło mi to nazwisko" [WYWIAD]

Marianna Stuhr i Jerzy Stuhr
"Jacy rodzice, takie dzieci?" 2, odc. 3. Marianna Stuhr o relacji z tatą, żałobie i życiowej pasji
Marianna Stuhr jest znaną malarką, a także córką Jerzego Stuhra. W lipcu mija rok od śmierci wybitnego polskiego aktora i z tej właśnie okazji w dniach 3-6 lipca w Krakowie odbędzie się festiwal Stuhralia. W rozmowie z Aleksandrą Czajkowska w cyklu "Jacy rodzice, takie dzieci? 2" Marianna Stuhr opowiedziała o relacji z ojcem, żałobie, malarstwie, a także o festiwalu Stuhralia.

Marianna Stuhr w szczerym wywiadzie o żałobie po śmierci taty, dzieciństwie i malarstwie

Marianna Stuhr – malarka, współorganizatorka festiwalu Stuhralia, a prywatnie córka jednego z najbardziej cenionych polskich aktorów – Jerzego Stuhra. Choć jego nazwisko otwiera wiele drzwi, to dla niej było przede wszystkim punktem odniesienia, a czasem także cieniem, z którym trzeba się było zmierzyć.

W tej szczerej i poruszającej rozmowie opowiada o relacji z ojcem, o procesie przeżywania żałoby po jego śmierci, o potrzebie zachowania pamięci poprzez sztukę i rodzinne rytuały – jak choćby wyjątkowy festiwal Stuhralia, który współtworzy. Zdradza też, czym jest dla niej malarstwo – pasja, zawód czy może ucieczka. Rozmowa, która odsłania więcej niż tylko kulisy znanego nazwiska.

Maciej, Jerzy, Marianna i Barbara Stuhrowie
Maciej, Jerzy, Marianna i Barbara Stuhrowie
Źródło: kapif

Marianna Stuhr o znanym nazwisku

Aleksandra Czajkowska, tvn.pl: Pani Marianno, jak to jest dorastać w domu, w którym nazwisko może otwierać pewne drzwi, ale też coś ze sobą niesie?

Marianna Stuhr: No właśnie, niesie za sobą dużo dobrego, ale też pewne obciążenia. I myślę, że mam do tego zupełnie inny stosunek jako dorosła osoba, a inaczej było w dzieciństwie i w okresie dorastania. Myślę, że jako dziecko bywało, że ciążyło mi to nazwisko. Chociaż również dorastałam z taką świadomością, że dzięki niemu mogliśmy na przykład z bratem podróżować, jeszcze w okresie lat osiemdziesiątych, towarzysząc rodzicom w ich wyjazdach zawodowych. I była to taka szansa, okazja, którą niewiele dzieci w tym czasie miało.

Kiedy już minął ten okres dziecięcy, kiedy pani dorosła, dojrzała, to nazwisko nadal było kluczowe?

Myślę, że trzeba przede wszystkim popatrzeć na to przez pryzmat zawodowy, dlatego że ja też zajmuję się sztuką, sztukami pięknymi. Chciałam pracować zawsze na swoje nazwisko. Myślę, że zajęło mi trochę czasu dojść do tego, aby uwolnić się od pewnej presji, którą ewidentnie czasami też sama na siebie nakładałam. Przez to, że wiedziałam, że jestem w jakiś sposób przez nazwisko pozycjonowana czy szufladkowana.

Ale ta presja powodowała to, że chciała pani dorównać jakiemuś poziomowi? Na czym to polegało?

Wydawało mi się, że potencjalnie odbiorcy mogą w jakiś sposób, pozytywny lub negatywny, być uprzedzeni do tego, co robię, wiążąc moje dokonania z dokonaniami mojej rodziny.

Marianna Stuhr i Jerzy Stuhr
Marianna Stuhr i Jerzy Stuhr
Źródło: kapif

Czyli patrzyli na panią przez pryzmat taty?

Tak, ale myślę, że dużo mój własny stosunek ma do tego. To znaczy, że duża część powstawała w mojej głowie, aniżeli nawet rzeczywiście miała miejsce.

Mówiła tutaj pani o presji nazwiska. Wykonuje pani artystyczny zawód, jest pani malarką, ale interesuje mnie czy w pewnym momencie czuła pani na sobie presję, żeby wybrać aktorstwo?

Nigdy.

Miała pani wolność wyboru?

Absolutnie tak. Bywało, że spędzałam sporo czasu za kulisami teatru, w teatrze, na planach zdjęciowych i to jest bardzo magiczne miejsce, zarówno jedno jak i drugie, ale nie oznaczało to nigdy dla mnie chęci wyjścia przed kamerę. Doświadczanie tej całej magii, która się dzieje wokół nas tutaj jest wspaniałym doświadczeniem, ale niekoniecznie każdy chciałby zająć miejsce przed kamerami. Nigdy nie miałam specjalnie takich ciągot w tym kierunku, mało tego, mój zawód wymaga ode mnie, żeby od czasu do czasu, podczas kulminacji jakiegoś projektu artystycznego, również wyjść przed publiczność i coś powiedzieć i traktuję to jako jakąś konieczność, którą muszę wykonać. Ja z racji podpatrywania taty i brata przez całe życie, mamy również, bo mama jako skrzypaczka też występowała na scenie, mam świadomość tego, że mam mniej problemów z tremą niż ktokolwiek bez takiego backgroundu jak ja. Natomiast nie jest to coś, co przychodzi całkowicie z łatwością i w czym się czuję jak ryba w wodzie.

Jak wyglądał dom rodziny Stuhrów?

Na pewno był domem z nieobecnym tatą. Z tatą, który musiał spaść z piedestału bycia znanym aktorem, reżyserem, rektorem, profesorem i często na tej linii pojawiały się różne napięcia. Natomiast był domem pełnym ciepła ze strony mamy i miłości matczynej. Był domem tęsknoty i takiego wyczekiwania rodziców, bo oni obydwoje wyjeżdżali. Mama pracowała długie lata w Filharmonii Krakowskiej, z którą dużo podróżowała. Później ze swoim kwartetem smyczkowym. [...] Mną często opiekował się mój ukochany dziadek, tata taty. I z nim mam bardzo dużo ciepłych wspomnień i to była ważna osoba w moim życiu, w moim wychowaniu. Dziadek zmarł, jak miałam 18 lat, w 2000 roku. To była taka pierwsza śmierć bliskiej osoby. Życiowo nie byłam przygotowana, nie wiedziałam, co to znaczy przeżyć żałobę na przykład. Nie umiałam sobie tego wyobrazić zupełnie. Bardzo to było dla mnie smutne doświadczenie, ale nieporównywalne zupełnie na poziomie głębokości emocji z tym procesem, który towarzyszył mi podczas ostatniego roku po śmierci taty.

Zbliża się pierwsza rocznica śmierci Jerzego Stuhra. Czy może pani powiedzieć, że ten okres żałoby się zakończył?

Wydaje mi się, że tak. Tata zmarł w lipcu i tak naprawdę jesień była dla mnie bardzo trudnym czasem. Po wszystkich obchodach, szoku i ceremoniałach związanych z pochówkiem, z zabezpieczeniem również mamy i różnych historiach związanych z zabezpieczeniem spuścizny taty... to kiedy przyszedł czas na takie regularne, zwykłe życie i rutynę codzienną, to wtedy bardzo mnie żałoba dotknęła. Właściwie na poziomie fizycznym nawet brak tych pleców w postaci taty, na których się można było oprzeć. I to trwało ładnych parę tygodni, może nawet miesięcy. Teraz mija rok, kiedy wszyscy złapaliśmy dystans i nauczyliśmy się funkcjonować. Uczymy się w dalszym ciągu, ale już bez tych trudnych emocji. Mnie się wydaje, że tata cały czas gdzieś jest. On się bardzo domaga cały czas tego, by się o nim mówiło i pamiętało, a my jako rodzina już przywykliśmy do tej innej formy jego obecności. Najsmutniejsze, najtrudniejsze już jest za nami.

Powiedziała pani, że w dzieciństwie tato był często nieobecny przez to, jaki zawód wykonywał. Czy później, kiedy była pani dorosła, ten kontakt uległ zmianie?

Myślę, że on był dużo lepszy i zdrowszy od relacji, które mieliśmy, jak byłam dużo młodsza, tudzież jak jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym. Myślę, że w dużej mierze również ze sprawą moich dzieci, dlatego że one potrafiły znaleźć bardzo fajną formę porozumienia z dziadkiem i miały na niego wytrych absolutny. Moje dzieci wychowywały się, nie wiedząc, kim dziadek jest dla pokoleń Polaków i jaki ciężar to za sobą niesie. [...] Ja z umiłowaniem patrzyłam na to, a też mój tata się fantastycznie temu poddawał.

A jak wyglądają pani relacje z mamą?

Z mamą miałam zawsze bardzo bliskie relacje i do tej pory tak jest. Może bywały okresy, w których gdzieś tam na chwilę się od siebie oddalałyśmy, natomiast chyba poza jakimś okresem mojego burzliwego dorastania krótkotrwałym, to mama zawsze była mi bardzo bliską osobą.

Z Marianną Stuhr spotkałyśmy się m.in. z okazji festiwalu ku pamięci Jerzego Stuhra — Stuhralia, który odbywa się w dniach 3-6 lipca w Krakowie, a także porozmawiałyśmy o jej pracy i pasji — malarstwie. Więcej dowiecie się z wywiadu wideo, który znajdziecie na górze strony.

Marianna Stuhr i Barbara Stuhr
Marianna Stuhr i Barbara Stuhr
Źródło: kapif
podziel się:

Pozostałe wiadomości