Kayah przeżyła trudne chwile. "Staram się stawić temu czoła"
Choć Kayah niechętnie dzieli się urywkami z życia prywatnego, w jednym z wpisów na Instagramie, wyznała, że 2025 rok odcisnął piętno na jej psychice. Na przełomie kilku miesięcy pożegnała tatę, mamę oraz ukochanego pupila. Mimo smutku, stara się stawić czoła codzienności - jej ukojeniem stały się spotkania muzyczne z publicznością.
Moi mili. Ten rok nie należy do najłatwiejszych dla mnie. Pożegnałam Greya, 5 dni później tatę, a teraz mamę. Pożegnania są trudne. Nawet na peronie, chociaż wiemy, dokąd jedzie pociąg. Staram się stawić temu czoła. Szczególnie spotykając tak cudowną publiczność na koncertach- napisała w treści posta.
Kayah otwiera się po śmierci rodziców. "Pożegnania nie są łatwe"
W ostatnim wywiadzie dla "Wprost", wokalistka wróciła pamięcią do okresu bolesnych pożegnań rodziców. Otwarcie przyznała, że strata ukochanej mamy Krystyny była dla niej niewyobrażalnym ciosem. Najgorszy okazał się powrót do codzienności, bowiem wypełniła go ogromna pustka.
Pożegnania nie są łatwe, nawet te na peronie, choć wiesz, dokąd jedzie pociąg. W czasie pogrzebu powiedziałam, że moja mama nigdy, w żadnym człowieku, nie widziała niczego złego. Mawiała, że "nie ma ludzi złych, są tylko niekochani". Potrafiła każdego wysłuchać i usprawiedliwić. Gdy żegnasz matkę, to naprawdę żegnasz kawał siebie. Kiedy zaś nie masz już dwojga rodziców, dorastasz w mgnieniu oka. Ale to są truizmy. Najgorsza okazuje się potem codzienność. Każdy z nas przechodzi to w inny sposób. Często w moich piosenkach opisywałam stratę, ale też ją gloryfikowałam, służyła mi często za inspirację. Myślałam, że umiem sobie z nią radzić- wyznała.
W dalszej części rozmowy, artystka podkreśliła, że musiała nauczyć się żyć z bólem. Uruchomiły się u niej mechanizmy obronne - początkowe wyparcie sytuacji czy usilne spędzanie czasu w gronie ludzi. Każda drobna czynność sprawiała, że próbowała się oswoić z nową rzeczywistością.
Ponieważ wszystko odbyło się na przestrzeni kilku miesięcy, człowiek ze złamanym sercem uczy się patrzeć mrokowi w oczy. Jest w jakiś sposób zaimpregnowany. Czasem włącza się wyparcie. Czasem rzuca się w ramiona życzliwych ludzi, bo boi się spać sam. Czasem włącza wszystkie możliwe światła w domu i telewizory, by gadającymi głowami zagłuszyć pustkę. A czasem idzie w miasto, by chcieć być jego częścią, a jednocześnie boleśnie zrozumieć, że choć świat pędzi dalej. Tak jak pisałam, w piosence "Na paluszkach": "Czy świat umrze trochę kiedy ja umrę?"- podsumowała.
CZYTAJ TEŻ: Weronika Marczuk wspomina małżeństwo z Cezarym Pazurą. Poruszyła temat relacji z jego najstarszą córką
Autorka/Autor: Aleksandra Piwowarczyk
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA