Jeszcze kilka lat temu sceny intymne w filmach były często improwizowane, co nierzadko prowadziło do niekomfortowych sytuacji dla aktorów. Dziś standardem staje się praca z koordynatorem scen intymnych. "To absolutnie nieodzowne" – powiedziała Anna Szymańczyk, podkreślając, jak dużą różnicę robi obecność takiej osoby na planie.
- Anna Szymańczyk o koordynatorach scen intymnych
- Anna Szymańczyk o pracy na planie "Lady Love"
Zobacz materiał wideo na górze strony.
Anna Szymańczyk o koordynatorach scen intymnych
Anna Szymańczyk była gościem cyklu tvn.pl "interAKCJA. Starcie pokoleń". W rozmowie z Małgorzatą Czop zdradziła, jak podchodzi do pracy z koordynatorami intymności na planach filmowych.
Jeszcze do niedawna sceny zbliżeń w filmach często powstawały w atmosferze niepewności i improwizacji. Aktorzy byli zostawiani sami sobie, a granice prywatności bywały przekraczane. Dziś sytuacja wygląda inaczej.
"Na początku myślałam, że to zbędne. Bałam się, że to kolejna osoba, przed którą muszę się spowiadać ze swoich emocji i ograniczeń" – przyznała Szymańczyk. Jednak jej doświadczenia na planie całkowicie zmieniły tę perspektywę.
Anna Szymańczyk o pracy na planie "Lady Love"
Anna Szymańczyk zagrała główną rolę w serialu "Lady Love". Wcieliła się w Lucynę Lis, która rozwinęła swoją karierę w branży filmów dla dorosłych. Podczas pracy przy tej produkcji aktorka miała okazję spotkać się z Martą Łachacz, czyli osobą odpowiedzialną z koordynowanie scen intymnych. Obecność koordynatora to nie tylko większy komfort, ale też zabezpieczenie prawne.
"Były określone zasady – co można, czego nie można. Marta (koordynatorka scen intymnych – przyp. red.) pilnowała tego, aby wszystko odbywało się zgodnie z ustaleniami".
Dodatkowo, dzięki takiej współpracy, aktorzy mogą skupić się na grze, nie martwiąc się o swoje granice.
"Określiłam, czego na pewno nie chcę robić, a Marta była odpowiedzialna za to, żeby to egzekwować. Ja zajmowałam się już tylko graniem."
Sceny intymne to nie tylko akty seksualne, ale także sceny pocałunków czy wyznań miłości.
"To jest tak naprawdę bardziej intymne niż zagranie aktu seksualnego. Bo ten akt się nie dzieje naprawdę. Pocałunek jest jedyną rzeczą, która się dzieje realnie na planie" - przyznała aktorka.
Aby uniknąć niekomfortowych sytuacji, sceny miłosne są dziś precyzyjnie planowane, niemal jak układy choreograficzne.
"Nie ma tu miejsca na improwizację, bo czasami można kogoś niechcący zranić – fizycznie lub emocjonalnie."
Przeczytaj także: Gdzie kręcono 3. sezon "Białego Lotosu"? Poznaj prawdziwe lokacje, które zagrały w serialu
Autor: Małgorzata Czop