Katarzyna Bujakiewicz i Weronika Warchoł opowiedziały Małgorzacie Czop w cyklu "interAKCJA. Starcie pokoleń" o castingach, podejściu do aktorów amatorów i trudnych scenach intymnych.
- jakie były pierwsze role Katarzyny Bujakiewicz?
- kto z rodziny Weroniki Warchoł jest również aktorem?
- jak wyglądały castingi Katarzyny Bujakiewicz?
- co myślą o aktorach amatorach Katarzyna Bujakiewicz i Weronika Warchoł?
- jak Katarzyna Bujakiewicz wspomina sceny intymne?
- co o coachach aktorskich myśli Weronika Warchoł?
Zobacz materiał wideo na górze strony.
"interAKCJA. Starcie pokoleń". Katarzyna Bujakiewicz i Weronika Warchoł
Czy aktor powinien mieć twardą skórę? Jak uodpornić się na złośliwe komentarze? Czy koordynator intymności to świetny pomocnik? W programie "interAKCJA. Starcie pokoleń" Katarzyna Bujakiewicz i Weronika w rozmowie z Małgorzatą Czop opowiedziały o swoich doświadczeniach ze szkoły, z castingów i planu.
Katarzyna Bujakiewicz to aktorka teatralna i filmowa. Ukończyła studia na Wydziale Aktorskim we Wrocławiu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. W produkcjach filmowych debiutowała na początku lat 90. Występowała m.in. w filmach "Stara Baśń", "Rh+" i serialach "Na dobre i na złe", "Magda M." oraz "Lekarze". Widzowie pokochali jej rolę Krysi Tuchałowej z filmu "Zróbmy sobie wnuka".
Weronika Warchoł w 2019 roku ukończyła Wydział Aktorski Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Aktorka jest znana z takich produkcji jak "Pod powierzchnią", "Krew Boga" czy "Nieobecni 2". Ostatnio zagrała w międzynarodowym serialu w reżyserii Thomasa Vinterberga "Rodziny takie jak nasza". Warchoł pochodzi z aktorskiej rodziny: jej ojciec (Grzegorz Warchoł) jest aktorem i reżyserem, tak samo jak brat (Wacław Warchoł).
Aktorki w cyklu "interAKCJA. Starcie pokoleń" opowiedziały o swoich doświadczeniach związanych z aktorstwem. Zobaczcie całą rozmowę.
"interAKCJA. Starcie pokoleń". Katarzyna Bujakiewicz i Weronika Warchoł skazane na aktorstwo
Katarzyna Bujakiewicz zaczęła grać jeszcze jako dziecko. – Miałam ogromne szczęście – wspomina. – To były lata osiemdziesiąte, okolice stanu wojennego. Castingi praktycznie nie istniały, a ja nie miałam żadnych powiązań z aktorstwem. Po szkołach chodził Andrzej Maleszka i wyławiał dzieciaki. Trafiłam do jego grupy teatralnej – Teatrzyku Arlekin. Wszystko zaczęło się, gdy kręciliśmy film „Kasia i drzewo”. (...) Potem przez całą podstawówkę bawiłam się w film – bo ja to nazywam zabawą, a nie pracą.
Weronika Warchoł, córka aktora i reżysera, miała trochę inną drogę, choć wydaje się równie naturalna.
- Świadoma decyzja przyszła, dopiero kiedy zdawałam do szkoły teatralnej. Nie pamiętam, bym miała w głowie inny plan. Chyba nie miałam nawet świadomości, z czym to się wiąże. Myślałam, że to jak z zawodem stolarza – musisz się po prostu nauczyć fachu. Dopiero kiedy przeczytałam, jak wyglądają egzaminy, zrozumiałam, że to chyba większa sprawa niż mi się wydawało.
Obie aktorki wspominają szkołę teatralną jako czas intensywny i formacyjny – choć nie zawsze łatwy. – Szkoła teatralna to był dla mnie bardzo dobry moment w życiu – mówiła Weronika. – Dostałam się w wieku 19 lat. To było niesamowite: otaczali mnie ludzie, którzy tak samo jak ja kochali teatr. Mieliśmy dostęp do sal prób, świetnych tekstów, graliśmy Ofelie i Hamletów. Przez cztery lata byliśmy zanurzeni w teatrze. Ale prawdziwe zderzenie przyszło dopiero po szkole – kiedy człowiek uświadamia sobie, że tak ten zawód nie wygląda na co dzień.
Katarzyna Bujakiewicz wspomina to zupełnie inaczej. – Dla mnie to był szok. Wydawało mi się, że szkoła teatralna będzie jak z serialu „Fame”. A tu nagle jakieś brzuszki z dźwiękiem... Rodzina śmiała się, co ja tam wyprawiam. Trafiłam na profesorów, którzy mieli już na nas konkretne wizje. Mówili mi: „Ty będziesz jak ta czy tamta aktorka”. A ja chciałam być sobą – Katarzyną Bujakiewicz.
Obie rozmówczynie poruszyły temat kontrowersyjnego rytuału fuksówki, który – choć dziś poddawany krytyce – przez lata był integralną częścią teatralnego świata.
– Bardzo źle wspominam fuksówkę – przyznała Bujakiewicz. – Byłam grzeczną dziewczynką z dobrego domu. Nikt mi nie powiedział, że mogę powiedzieć „stop”. Wszyscy się bawili, więc nie chciałam się wyłamywać.
"interAKCJA. Starcie pokoleń". Weronika Warchoł i Katarzyna Bujakiewicz o castingach
Aktorstwo to niewymierny zawód, który w dużej mierze opiera się na szczęściu. Talent i umiejętności odgrywają sporą rolę, ale trzeba też znaleźć się odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. By dostać rolę w jakimś projekcie, aktorzy biorą udział w castingach. Czasami sukcesem jest już dostanie zaproszenia na dane przesłuchanie.
- Wydaje mi się, że głównym paradoksem i problemem tego zawodu jest to, że my przychodzimy do pracy niby z CV. Ale co jest w tym CV? Pozycje, w których już zostaliśmy zatrudnieni - przyznaje Weronika Warchoł. - Po pierwsze wąż zjada swój ogon, bo żeby grać, to trzeba grać. Ale żeby dostać pracę, ktoś musi mnie zatrudnić. Ale ktoś chce mnie zatrudnić, dlatego że ja już jestem znana.
Katarzyna Bujakiewicz podkreśliła w rozmowie, że niezależnie od dorobku artystycznego, wciąż trzeba pojawiać się castingach. Wspomniała również swoje doświadczenia związane z przesłuchaniami. Nie wszystkie zapisały się dobrze w jej pamięci.
- Pamiętam te wszystkie jazdy z tego Szczecina, gdzie w końcu wylądowałam. TLK do Warszawy przez całą noc na trzysta sześćdziesiąt osiem castingów. (Potem) wracałam sześć godzin, bo słyszałam, że fajnie, ale... na narkomankę z tym wyglądem mogłabym schudnąć dziesięć kilo - powiedziała Bujakiewicz.
Czytaj także: "interAKCJA. Starcie pokoleń". Nagość, pierwsze role i casting marzeń – rozmowa Iny Sobali i Ireneusza Czopa
"interAKCJA. Starcie pokoleń". Weronika Warchoł i Katarzyna Bujakiewicz o aktorach amatorach
Jednym z trendów, który pojawił się w branży filmowej, jest zatrudnianie aktorów amatorów albo influencerów, którzy niosą ze sobą wartość marketingową. Katarzyna Bujakiewicz i Weronika Warchoł ukończyły szkoły teatralne, jednak dość łagodnie podchodzą do zatrudniania nieprofesjonalnych aktorów.
- Mój brat gra i jest aktorem, a nie jest po szkole teatralnej. Jest po szkole filmowej, ale na zupełnie innym wydziale. Nie mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że trzeba być po szkole teatralnej i jest to jedyne wyjście i jedyna droga. Każdy ma swoją - przyznała Warchoł. - Fajnie byłoby, jednak gdyby to na przykład pojawiło się jakieś rozgraniczane. Nie mam pojęcia czy finansowo, czy nie. Dobrze, żeby dyplom jednak miał znaczenie.
Katarzyna Bujakiewicz przyznała, że pracowała z aktorką-amatorką, która była świetna w swojej pracy. Mowa bowiem o Annie Przybylskiej, która nie skończyła szkoły, a podbiła serca widzów, krytyków i filmowców.
Takim przykładem dla mnie amatora, aktora po prostu nieprawdopodobnie utalentowanego, to jest Ania Przybylska, z którą miałam szansę też pracować na planie. [...] To jest dziecko, to jest dziewczynka, która została wychowana przez fantastycznych aktorów, gdzieś w tej ciągłej pracy. I tak jak się z nią pracowało, to się czuło, że ona po prostu całą sobą jest tą aktorką. I ona ani nie potrzebowała obniżania głosu, ani nie potrzebowała dykcji – ona po prostu to miała.powiedziała Katarzyna Bujakiewicz
"interAKCJA. Starcie pokoleń". Nowe role na planie filmowym
Branża filmowa ulega ciągłym zmianom. W ostatnich latach pojawiły się nowe zawody, które zaczynają cieszyć się ogromną popularnością. Weronika Warchoł i Katarzyna Bujakiewicz podzieliły się swoimi spostrzeżeniami na temat coachów aktorskich i koordynatorów intymności.
- W Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że jeśli ktoś korzysta z takiej pomocy, to znaczy, że nie jest kompetentny. Kompleksy. A na całym świecie aktorzy pracują z coachami – i to nie dlatego, że czegoś im brakuje, tylko dlatego, że chcą być jeszcze lepsi. Na planie często jest bardzo mało czasu. Coach może być zatrudniony przez aktora lub produkcję i po prostu pomaga wejść w emocje postaci, przeprowadza przez rolę od A do Z. I to jest wartość dodana - przyznała Warchoł.
Sceny intymne w kinie czy w teatrze wzbudzają dużo emocji. Katarzyna Bujakiewicz przyznała, że gdy rozpoczynała swoją pracę w zawodzie, nie było koordynatorów intymności i wiele razy jej granice zostały przekroczone.
W czasach, kiedy ja grałam takie sceny, nie było mowy o koordynatorach. Sceny intymne były bardzo trudne. [...] Byłam milion razy przekraczana. Jeśli trafiło się na dobrego reżysera, to prosił, by na planie została tylko osoba od make-upu i operator. I to już było super. Czułam się wtedy jakoś zaopiekowana. Ale bywało różnie... Raz reżyser po scenie rozbieranej krzyknął: „Oszukałaś mnie! Myślałem, że masz duże B, a masz małe A!”.wyznała Katarzyna Bujakiewicz
Aktorka opowiedziała również o tym, jak wyglądała praca przy scenach intymnych:
- Większość takich scen polegała na tym, że reżyser mówił: „Zaproponuj coś”. A partner był spięty, więc ja wyłączałam głowę. Trochę jak ofiara przemocy - po prostu wprowadzałam siebie w taki stan, że jestem obok, patrzę na siebie - przyznała Bujakiewicz. - Pamiętam dzień, kiedy miałam aż sześć scen łóżkowych pod rząd. Z góry, z boku, z dołu – kamera wszędzie. Byłam całodobowo goła.
Całą rozmowę obejrzysz na górze strony.
Autor: Małgorzata Czop