- Ralph Kamiński o relacjach i miłości
- Ralph Kamiński wrócił pamięcią do czasów dzieciństwa. Mówi o ojcu
- Ralph Kamiński - wywiad
Ralph Kamiński o relacjach i miłości
Ralph Kamiński udzielił niedawno obszernego wywiadu dla "Twojego Stylu" w którym wyznał, że już jako dziecko miał w sobie ogromną wrażliwość. W wieku siedmiu lat doświadczył emocji, które mocno zapisały się w jego pamięci. To właśnie wtedy zaczął rozumieć, czym jest tęsknota i poczucie straty.
"Jako siedmiolatek byłem fanem zespołu L.O.27. Słuchałem na kasecie ich albumu "Mogę wszystko" i ryczałem. Wzruszałem się totalnie. Kuba Molenda piękną barwą głosu śpiewał o miłości, przyjaciołach, bliskości, tęsknocie, i we mnie to bardzo rezonowało. Na ścianie powiesiłem ich plakat, marzyłem, żeby pójść na koncert, ale w Jaśle była to abstrakcja. Drugi raz strasznie ryczałem na filmie "Pocahontas". Dlaczego John ją zostawia i odpływa? Nie mogłem tego ogarnąć. Teraz, po latach myślę, że ta scena skojarzyła mi się z ojcem, który "odpłynął" z mojego życia. Moje pierwsze dogłębne uczucie tęsknoty za kimś, za czymś. Wtedy nie rozumiałem za czym" - mówił.
Co ciekawe, Ralph Kaminski przyznał, że jego pierwsze doświadczenia związane z uczuciami były niezwykle intensywne. Wspomina, że wtedy przeżywał wszystko na bardzo dużych emocjach, ale dopiero teraz zrozumiał, czym jest prawdziwe zakochanie.
"Moja pierwsza miłość była tak intensywna, że ja pierniczę… Teraz jestem dojrzale zakochany. W końcu. Dojrzałe zakochanie daje poczucie bezpieczeństwa i oparcie. Tak wygląda prawdziwa miłość. Nic więcej na ten temat nie powiem..." - wyjawił.
Ralph Kamiński o zdrowiu i walce o szczęście
Choć w twórczości Ralpha Kaminskiego nie brakuje melancholii, sam artysta przyznał, że obecnie znajduje się w wyjątkowym momencie życia. Po wielu latach trudnych doświadczeń prywatnych i zawodowych czuje, że w końcu odnalazł szczęście.
"Jestem szczęśliwy chyba pierwszy raz od… 12 lat. Ubiegły rok był przełomowy, potwornie trudny. Bardzo dużo rzeczy się na to złożyło. Projekt "Bal u Rafała" był wycieńczający, zmarła moja ukochana profesor Ania Domżalska, a potem pojawiła się sytuacja prywatna, która przelała czarę goryczy. Rzeczywistość zderzyła się z moimi wyobrażeniami. Kiedyś wydawało mi się, że sukces w muzyce, nagrody, uwielbienie fanów dadzą mi szczęście i wszystko wynagrodzą. Okazało się, że nie. Sympatia fanów potrafi być piękna, ale nie można na niej polegać. Liczy się miłość bliskich, ich oparcie. A najważniejsza jest miłość do samego siebie. Pamiętam jak po płycie "Kora" dostałem Paszport "Polityki", najważniejszą dla mnie nagrodę, i z radości skakałem jak dziecko.
Mimo satysfakcji z efektu artysta poczuł się osamotniony i wyobcowany.
"A następnego dnia i przez wiele kolejnych czułem się jak najgorsza osoba na świecie. Wydarzyło się coś magicznego, a ja czułem się beznadziejnie. Nie mogłem dojść do siebie. Nie potrafiłem w ogóle zrozumieć dlaczego. Uwielbiam tworzyć. Uwielbiam spotykać się z różnymi artystami, zapraszać do swoich projektów, inspirować się nimi. To jest moje paliwo, mój cel w życiu. Ale to nie jest sens życia. Przy „Balu u Rafała” był ogrom pracy. Cały album zrobiłem sam - wszystkie instrumenty nagrałem w mieszkaniu. To było wyraźne wyjście poza strefę komfortu. Zamknąłem się sam ze sobą i skupiłem na robocie. W trasie, jeżdżąc na koncerty, poczułem, że brakuje mi bliskich, brakuje mi rodziny. Pomimo że wyjeżdżam ze wspaniałymi ludźmi, których lubię, czułem się ogromnie samotny. Czułem się wyrwany z życia. A ja nie lubię być wyrwany z życia. Zacząłem zauważać starsze artystki, artystów, którzy swoją pracę w show-biznesie traktują jako ucieczkę podlewaną alkoholem, czasami narkotykami" - wyjaśnił.
Autorka/Autor: Dagmara Olszewska-Banaś
Źródło zdjęcia głównego: TVN