- Marta Żmuda Trzebiatowska o macierzyństwie
- Marta Żmuda Trzebiatowska - kariera i życie osobiste
- Marta Żmuda Trzebiatowska o zmianach w pracy aktorki
Marta Żmuda Trzebiatowska o dzieciach
Marta Żmuda Trzebiatowska w szczerym wywiadzie dla magazynu „Twój Styl” opowiada o osobistej przemianie, momentach zwątpienia i drodze do wewnętrznej równowagi. W artykule przyglądamy się temu, jak aktorka na nowo zbudowała poczucie własnej wartości – nie tylko jako artystka, ale przede wszystkim jako kobieta i mama.
"Miałam 33 lata, a głowę pełną ideałów oraz oczekiwań. I potem ta idealistyczna wizja rodzicielstwa, na którą składały się mądrości wyczytane w poradnikach i dobre rady koleżanek, zderzyła się z rzeczywistością. Wysoko postawiłam sobie poprzeczkę i chciałam być perfekcyjną mamą, więc co i rusz zawodziłam samą siebie. Dopiero przy drugim dziecku stałam się bardziej wyrozumiała. Nauczyłam się odpuszczać" - powiedziała aktorka.
Macierzyństwo, choć często przedstawiane jako najpiękniejszy etap w życiu kobiety, bywa też doświadczeniem pełnym sprzecznych emocji. Marta Żmuda Trzebiatowska nie ukrywa, że początki jej drogi jako mamy były wymagające.
"Jedną z lepszych rad usłyszałam od mojej teściowej, która jest pielęgniarką i pracuje w szpitalu na oddziale noworodkowym. Powiedziała, że zawsze powtarza młodym mamom, żeby nie słuchały nikogo poza sobą, bo same intuicyjnie wiedzą, co robić i jak zadbać o dziecko. Bardzo mi to pomogło, ale i tak nie uniknęłam epizodu depresji poporodowej. Kiedy byłam w ciąży, naczytałam się masy książek opisujących cud narodzin, mistyczne przeżycie, i nawet nie brałam pod uwagę innej możliwości niż poród naturalny. Dlatego kiedy sprawy potoczyły się inaczej, uważałam, że zawiodłam" - wyznała.
Marta Żmuda Trzebiatowska o trudach macierzyństwa
Dziś mówi o tym otwarcie, ale dojście do momentu, w którym można szczerze podzielić się własną trudnością, wymagało odwagi. Marta Żmuda Trzebiatowska długo nie była pewna, czy jej doświadczenia – pełne czułości, ale też lęku, zmęczenia i zwątpienia – mają miejsce w publicznej rozmowie o macierzyństwie. Pierwszy raz odważyła się opowiedzieć o nich w gronie innych kobiet. To, co początkowo miało być tylko osobistym wyznaniem, okazało się lustrem dla wielu z nich. Wtedy zrozumiała, że mówienie o trudnych stronach macierzyństwa ma głęboki sens.
"Pierwszy raz powiedziałam to na głos na baby shower koleżanki, która pytała zgromadzone mamy o nasze doświadczenia. Dziewczyny opowiadały same pozytywne historie, a ja zdecydowałam się na wyznanie, które, ku mojemu zaskoczeniu, wywołało wzruszenie. Każda potwierdziła: „miałam tak samo”. To mi uzmysłowiło, jak bardzo potrzeba takich treści w przestrzeni publicznej. Bo kobiety boją się mówić o cieniach macierzyństwa. Pomyślałam, że być może moje słowa mogą przynieść innym mamom ulgę i uzmysłowić, że nie są w tym wszystkim same, że każda z nas czasem nie daje rady. Warto zacząć rozmawiać o macierzyństwie bez lukru. Z czego bierze się ten strach mówienia o cieniach macierzyństwa? Myślę, że z lęku przed oceną. Jeśli kobieta mówi, że jej ciężko, to często słyszy, że w takim razie jest złą matką lub po co w ogóle nią została. Bo inne jakoś sobie radzą i nie narzekają. Jako społeczeństwo jesteśmy niezwykle krytyczni wobec rodziców. Gdy dziecko krzyczy lub płacze w miejscu publicznym, opiekunowie od razu obrzucani są złowrogimi spojrzeniami. Moja córeczka non stop chciała być na rękach i kiedy tylko próbowałam ją odłożyć, krzyczała wniebogłosy - do dziś pamiętam ten pot spływający mi ze stresu po plecach, kiedy zastanawiałam się, co inni pomyślą. Odkąd zostałam mamą, nauczyłam się, żeby nie oceniać innych" - powiedziała aktorka.
Marta Żmuda Trzebiatowska chciała zrezygnować z aktorstwa
Choć dla wielu jej kariera mogła wydawać się pasmem sukcesów – rozpoznawalność, stała obecność na ekranie, popularność wśród widzów – za kulisami nie brakowało rozczarowań i zawodowych ścian, na które wpada się z impetem. Marta Żmuda Trzebiatowska nie ukrywa, że przyszedł moment, w którym poczuła wypalenie. Zamiast rozwoju – stagnacja. Zamiast ciekawych propozycji – powtarzalność. W pewnym momencie postanowiła zatrzymać się i zadać sobie niewygodne pytanie: czy to jeszcze droga, którą chce iść?
"Złożyło się na to wiele powodów. Jednym z nich było wypalenie zawodowe i potrzeba zmiany. Czułam się rozczarowana miejscem, do którego dotarłam jako aktorka. Włożono mnie do szuflady i przyklejono etykietkę dziewczyny od repertuaru „lekkie, łatwe, przyjemne, mało ambitne”. Wcześnie zaczęłam grać, bo już na drugim roku studiów, i szybko przyszły popularne, komercyjne produkcje. Oczywiście nie ma w tym nic złego, a początkująca aktorka nie ma komfortu przebierania w rolach. Przyjmowałam je, bo chciałam grać, uczyć się, pracować. W tym zawodzie nigdy nie wiadomo, czy i kiedy pojawi się kolejna szansa. Ale z biegiem lat czułam, że jeśli nie zaryzykuję i nie zrobię jakiejś wolty, to role, o których marzę, już nie przyjdą. Chciałam mówić o tym, co ważne, i byłam gotowa, żeby sprawdzić się w bardziej wymagającym i ambitnym repertuarze. Takich propozycji jednak nie było. Powiem więcej nie dawano mi nawet szansy o nie zawalczyć. Moja agentka dzwoniła do reżyserów castingu, czy mogliby mnie przesłuchać, i często odbijała się od drzwi, słysząc: 'Nie, ja ją znam, nie nadaje się'. Nawet gdy nasze drogi zawodowe nigdy się nie przecięły. W głowach tych osób zostałam zaszufladkowana i to było frustrujące. Często słyszę pytanie, czy gdybym mogła zacząć jeszcze raz, podjęłabym inne wybory, ale myślę, że nie. Bo choć grałam w różnej jakości serialach czy filmach, to spotykałam wielu ciekawych ludzi, od których mogłam czerpać. Każde doświadczenie czegoś uczy. Uważam, że złe role nauczyły mnie najwięcej. Dzięki nim dziś jestem, kim jestem, i wiem, czego nie chcę. Ale wtedy czułam wszechogarniającą bezsilność i stwierdziłam, że już nie chcę uprawiać tego zawodu. Nie na tych warunkach, nie w ten sposób. Postanowiłam skupić się na wychowaniu synka, a potem miałam się zastanowić, co dalej" - wyjawiła.
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA