- Dlaczego Katarzyna Bujakiewicz nie doceniała swojej urody w "Starej baśni"?
- Jak wyglądała Katarzyna Bujakiewicz podczas grania w "Starej baśni"?
- Jak Katarzyna Bujakiewicz dziś odnosi się do tej roli?
Rola Katarzyny Bujakiewicz w "Starej baśni" od lat zachwyca odbiorców
"Stara baśń" w reżyserii Jerzego Hoffmana była jednym z najbardziej spektakularnych polskich projektów filmowych tamtych lat. Produkcja oparta na powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego realizowana była w 2002 i 2003 roku w kilku malowniczych lokalizacjach, m.in. na Podlasiu, Mazowszu i w okolicach Biskupina, gdzie odtworzono słowiańską osadę sprzed wieków.
Katarzyna Bujakiewicz wystąpiła u boku wielu gwiazd polskiego kina, w tym Michała Żebrowskiego, który wcielił się w głównego bohatera - młodego wojownika Ziemowita. Od wielu lat panuje opinia, że Katarzyna Bujakiewicz zaprezentowała się olśniewająco. Aktorka podkreśla jednak, że udział w tym filmie był dla niej ogromnym zawodowym krokiem naprzód, choć w tamtym okresie nie potrafiła spojrzeć na siebie z taką życzliwością, jaką ma dziś.
Katarzyna Bujakiewicz nie wierzyła w swoją urodę podczas kręcenia "Starej baśni"
Monika Olszewska, tvn.pl: Chciałabym wrócić do filmu, który do dziś wzbudza ogromne emocje wśród widzów. W "Starej baśni" stworzyła pani wyjątkowo wyrazistą kreację, a wielu odbiorców wciąż podkreśla pani urodę w tej roli. Jak wspomina pani tamten czas i odbiór swojej roli?
Katarzyna Bujakiewicz: Dziękuję. Wtedy, z przykrością stwierdzam, myślałam o sobie najgorzej. Nie mogłam oglądać tego filmu, bo uważałam, że jestem gruba i brzydka.
Naprawdę?
Tak. To okrutne, co często kobiety potrafią sobie same robić w głowie. Z perspektywy czasu nie wiem, jak mogłam tak myśleć, ale to też część naszego zawodu - ciągła ocena. Dlatego staram się mojej córce przekazać coś innego: żeby była dla siebie dobra.
Kiedy zmieniła pani o sobie myślenie? Co spowodowało tę zmianę?
Myślę, że duże znaczenie mają te momenty, kiedy wkracza się w pewien określony wiek i zaczyna się patrzeć na siebie z innej perspektywy. Mówi się, że kobiety po pięćdziesiątce już nic nie muszą, tylko mogą — i ja się tego trzymam. To bardzo uwalniające podejście.
Zrozumiałam, że życie nie polega na walce z samą sobą czy z przemijaniem, ale na akceptacji tego, co jest, patrzeniu z pozycji zasobów, nie braku. I właśnie takiej akceptacji kiedyś mi brakowało. Młodość ma swoje prawa, swoje tempo, rytm i swoje oczekiwania — ale to nie oznacza, że kolejne etapy życia są mniej wartościowe. Wręcz przeciwnie, są inne.
Przez lata mało mówiło się o tym, że kobieta ma prawo do zmiany, dojrzałości, własnych wyborów. Każda z nas ma swoją ścieżkę i własny sposób na rozwój. Jedne kobiety próbują walczyć z tym, co nieuniknione, inne uczą się to przyjmować. Ja zdecydowanie odnajduję się w tej drugiej grupie — tych, które wybierają akceptację. I to jest jedna z najważniejszych zmian w moim myśleniu o sobie.
Autorka/Autor: Monika Olszewska
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA