Janek Paszkowski
W 6 odcinku MasterChef działo się, oj działo! Zaczęło się od tego, że z udziału w programie zrezygnowała Ola. Myślę jednak, że podjęła ona słuszną decyzję. O zdrowie trzeba przecież dbać ponad wszystko. Poza tym, uważam, że nie ma czego żałować. Cała kulinarna kariera jest dopiero przed nią. Taki program zapewne będzie miał kolejne edycje, więc Ola będzie miała jeszcze okazję stanąć do dalszej rywalizacji. Poza tym gotować umie bardzo dobrze, a tego Jej nikt nie odbierze.
Jestem jednak ciekaw tego, jak poradziłaby sobie z kalmarami. Czy wiedziałaby jak je przygotować? Do czasu nagrania tego odcinka miałem tylko raz styczność z tymi owocami morza, ale… Po pierwsze były to kalmary mrożone - już obrane, wypatroszone i gotowe do zrobienia, a po drugie... nie były one zbyt smaczne. Powiem więcej, mój pierwszy kontakt z kalmarami wspominam jako kompletną porażkę! Pamiętam do dziś, jak żułem je i żułem, jakbym jadł kawałki starych trampek...Bałem się, że i tym razem będą smakować podobnie. Na szczęście po całej konkurencji byłem z siebie całkiem zadowolony. Moje danie co prawda na tle pozostałych, było czymś banalnym: zwyczajny smażony ryż z "wywalonymi" kalmarami na górze. Na całe szczęście okazało się przyjemnym i "jazzowym" daniem, a kalmary ( o które miałem sporo obaw ) okazały się miękkie i smaczne :)
Bardzo cieszyłem się z tego, że moje danie dało radę J Gdy jednak okazało się, że „przez nie” nie będę mógł stanąć w szranki z samym Kurtem Schellerem, trochę żałowałem tego, że aż tak dobrze mi poszło. Jestem pewien, że konkurencja z Kurtem Schellerem była bardzo stresująca i trudna, ale szczerze powiedziawszy - chciałbym, aby moje danie mógł próbować ktoś tak wysoko ceniony w kulinarnym świecie, jak Kurt. Odpaść po takiej konkurencji to zaszczyt!
Agnieszka Sulikowska Radi
Szkoda było żegnać się z Olą, ale doskonale rozumiem jej decyzję. Szczerze mówiąc lampy w studio nam dawały się we znaki. Po całym dniu nagrań mięliśmy wszyscy przekrwione oczy, a co dopiero Ola... Ale Oleńka z tego co wiem, czuje się już znacznie lepiej i to najważniejsze!
Wspaniałą niespodzianką był dla nas z kolei powrót Mikołaja! Muszę przyznać, że uwielbiam tego człowieka. Nawet teraz, oglądając go w telewizji, wręcz płaczę ze śmiechu. Od lat nie poznałam osoby tak pozytywnie nastawionej do życia, jak on . Mikołaj jest po prostu wspaniały! Te jego regularne "katastrofy w kuchni" dodają mu jeszcze uroku :) „Rozbitki z Karaibów” przeszły do historii. Mikołaj jednak nie powiedział ostatniego słowa. Ten facet jeszcze da czadu :)
Powrotu Mikołaja nie było w stanie przebić nic, tym bardziej kalmary, które gotuję bardzo często. W sumie to ja praktycznie gotuję tylko ryby i owoce morza i w tych „morskich” klimatach czuję się najpewniej. Większy problem stanowił dla mnie styl azjatycki. Nigdy wcześniej nie eksperymentowałam z kuchnią japońską, chińską, czy indyjską. Na szczęście szybko przypomniałam sobie danie Przemka Hernika, który na castingu w Krakowie prezentował jurorom danie azjatyckie.
Mogę powiedzieć, że dzięki niemu wszystko się udało! Gdybym mogła cofnąć czas również przygotowałabym to samo danie, ponieważ doprowadziło mnie do zwycięstwa! Mam jednak nadzieję, że jak już otworzę własną agroturystykę, to będę mogła ugotować jurorom kalmary faszerowane na mój sposób......bezstresowo....:)
W każdym razie, dzięki moim kalmarom mogłam zająć bezpieczne miejsce na balkonie. Nie znaczyło to jednak, że nie zastanawiałam się, z czym tym razem przyjdzie się zmierzyć Mikołajowi, Michałowi i Błażejowi. Śledząc amerykańską wersję MasterChef, spodziewaliśmy się, w którymś z odcinków, jakiegoś profesjonalnego szefa kuchni. Osobiście typowałam nawet samego Kurta Schellera. To były jednak tylko przypuszczenia. Zobaczyć go na żywo to jest dopiero przeżycie! Jego wizyta w studio była dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem. To był zaszczyt móc stanąć z nim twarzą w twarz. Nie zazdrościłam jednak chłopakom tego , że muszą się z nim zmierzyć. Samo obserwowanie tej konkurencji stresowało mnie bardzo! Kurt robił kilka rzeczy jednocześnie. Sama się w tym wszystkim zgubiłam. Po jakimś czasie nie wiedziałam już co z czym wymieszać i jak co podać. Może będąc na dole miałabym wyostrzony zmysł koncentracji :). Zadanie było trudne! Dużo detali, a czasu w sam raz. Podziwiam wszystkich trzech, że tak dobrze dali sobie radę. Nasze jury znamy i wiemy czego się spodziewać, ale ilekroć pojawia się ktoś z zewnątrz to dochodzą nowe emocje i stres. Chłopcy spisali się na medal.
Mimo to musiał odpaść jeden z nich. Szczere mówiąc to myślałam, że niestety ponownie wyrzucą Mikołaja. Błażej popełnił jednak za dużo błędów. Podejrzewam, że jeżeli byłabym na jego miejscu to tych błędów byłoby dwa razy tyle. Szkoda było się z nim żegnać. Błażej jest niezwykłym facetem. Nigdy bym nie przypuszczała, że osoba pracująca w przedsiębiorstwie pogrzebowym może być tak rozrywkową osobą. Błażej ma niesamowite poczucie humoru, zawsze jest uśmiechnięty. Na szczęście wciąż mam z nim kontakt.
Gdyby znów odpadł Mikołaj, też byłoby mi bardzo przykro....Ale niestety tak to już jest. Trzeba się przyzwyczajać do tego, że z każdym odcinkiem jest nas coraz mniej. Tak będzie do momentu, aż pozostanie tylko jeden, najlepszy.
Idir Makoudi
Odcinek 6 to jedno, wielkie pasmo niespodzianek.
Największy szok przeżyłem w momencie, gdy zobaczyłem Mikołaja w drzwiach! Jego powrotu nikt się nie spodziewał! Oby więcej takich niespodzianek.
Następnie kalmary… Gdy dowiedzieliśmy się, że mamy je przygotowywać, miałem mieszane uczucia. Wcześniej przygotowywałem tylko mrożone kalmary. Przygotowanie świeżych, to już zupełnie inna bajka. Intuicja mnie jednak nie zawiodła i udało się stworzyć coś smacznego J Myślę, że gdybym je zrobił na spokojnie, bez stresu, byłyby jeszcze lepsze! Niestety te przeklęte 2,5 minuty w spiżarni zrobiły swoje.
Danie zostało dobrze ocenione i to najważniejsze. Z perspektywy czasu jednak myślę, że dziś zmieniłbym formę podania kalmarów. Zrobiłbym całe kalmary faszerowane. Sos pozostałby bez zmian. W ten sposób kalmar stał by się bardziej wyrazisty.Ogromnym zaskoczeniem tego odcinka była wizyta w naszej kuchni Kurta Schellera. Żałowałem trochę, że nie miałem szansy się z nim zmierzyć. Choć, jak się okazało, wcale nie było łatwo go naśladować. Najbardziej przekonał się o tym Błażej. Szczerze mówiąc się spodziewałem się tego, że odpadnie on już w tym odcinku. Szkoda. To miły gość, no i bardzo zależało mu na tym, żeby jak najdłużej zostać w programie..