W najnowszym numerze magazynu Gala pojawił się obszerny wywiad z jurorem "Top Model", Marcinem Tyszką. Fotograf opowiedział m.in. o kulisach swojej pracy, przyjaźni w show-biznesie oraz o procesie autoryzacji zdjęć w Polsce.
Robienie kolejnej komercyjnej sesji „Pani domu” mnie nie kręci. Proces autoryzacji zdjęć w Polsce jest zbyt żenujący. To trochę tak, jakby „gwiazdy” grały w filmie, a potem kazały reżyserowi puszczać sobie jego fragmenty, żeby sprawdzić, czy im się to podoba. Przy dzisiejszej technice zdjęć cyfrowych od razu widać efekty – jeżeli coś się komuś nie podoba, ma możliwość zareagowania w trakcie sesji. Zawsze można zmienić makijaż lub światło. gdy robię zdjęcia mody, wtedy w 100 procentach realizuję swoją wizję przy współpracy ekipy: stylisty, makijażysty, fryzjera, dyrektora artystycznego. gdy robię zdjęcia wielkiej gwieździe, to ona jest najważniejsza. - stwierdza Marcin.
Co ciekawe, fotograf skomentował również ogólne podejście polskich gwiazd do pracy przy sesjach.
Polskie celebrytki mają chyba za dużo wolnego czasu. Na świecie masz osiem godzin na zrobienie dużego materiału. Dla każdej gwiazdy dzień sesji zdjęciowej jest tak samo ważny, jak rola w filmie. obowiązek promocji projektów, w których biorą udział, mają zapisany w kontrakcie. Poza tym każda supergwiazda chce być na okładce „Elle” czy „Vogue’a”. To ich agenci często walczą o to, by magazyn dał im okładkę. Agenci wielkich gwiazd sami dzwonią do mnie z propozycjami sesji. - odpowiedział fotograf.
Zgadzacie się z jurorem "Top Model"? Czy faktycznie proces autoryzacji zdjęć jest uciążliwy w Polsce? Czy polskie celebrytki przesadzają? Czekamy na Wasze komentarze!
Marcin Tyszka
Marcin Tyszka na spotkaniu z dziennikarzami
Zobacz też:
Które z polskich gwiazd mogłyby zrobić karierę w modelingu?
Dlaczego Misza pożegnała się z programem?