Na początku kilka słów o mnie. Jestem Kimś. Mieszkam w TVN-ie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. Względnie jak sroka w gnat, albo nawet jak cielę na malowane wrota. Chociaż za to ostatnie – zwłaszcza, że moje doświadczenia z cielakami są raczej natury kulinarnej niż jakiejkolwiek innej - głowy bym nie dał sobie uciąć. I żadnej innej życiowo istotnej części ciała też raczej nie.
Od naszego ostatniego spotkania zdarzyło się sporo rzeczy, takich jak na przykład Wielaknoc. Swoje istnienie zakończyło kilka milionów czekoladowych zajęcy i mniej więcej taka sama ilość diet, a z powodu obyczajów związanych z lanym poniedziałkiem wielu facetów wreszcie odkryło, co to znaczy, kiedy komuś robi się mokro.
Ja tymczasem zdecydowałem się porzucić moją świetnie zapowiadającą się karierę narciarską na rzecz powrotu do źródeł czyli do czujnego (acz cynicznego) obserwowania rzeczywistości. Która w słońcu, cieple i postaci Honey Skarbek wydaje się rzeczą zdecydowanie wartą obserwacji.
A tak na marginesie. Czy wam też nasuwa się podejrzenie, że wielkanocne zające wylęgają się z czekoladowych jajek?