Na początku kilka słów o mnie. Jestem kimś. Mieszkam w TVN-nie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. Czyli jak na zjawisko, delikatne, subtelne i ulotne, którym tak na marginesie jestem. O czym mógłbym wam opowiedzieć, gdyby nie fakt, że – obok wielu innych zalet – jestem również bardzo skromny, a poza tym nie ma to większego sensu, bo i tak wszyscy wiedzą, że jestem super.
Niemniej jednak – ponieważ od przybytku głowa nie boli (przynajmniej tak mówi przysłowie, z którym ja osobiście wskutek kilku eksperymentów z płynami się raczej nie zgadzam) zdecydowałem się być jeszcze bardziej super. Ale czy może być coś bardziej super niż ja?
Dzięki czujnej (acz cynicznej) obserwacji rzeczywistości wiem, że nie. Jedyna rzecz, która jest tak samo super, to skoki narciarskie. Dlatego zdecydowałem się rozpocząć karierę skoczka narciarskiego. Poprosiłem więc Bubu, żeby odwrócił uwagę skoczków narciarskich (bo właśnie z jakimiś gadał) i szybko pożyczyłem sobie narty, kombinezon i takie tam. Następnie, w sobie tylko znany sposób przemieściłem się na stocznię mamucią i wdrapałem się na belkę.
Oderwali mnie od niej godzinę później. I w sumie słusznie. Gdyż zdecydowałem, że swoją karierę rozpocznę od osiągnięcia luzu w dupie. Bo luz jest przecież najważniejszy.