Wiktor Zborowski o żonie, karierze i trudnych momentach. "Dwa lata nie otrzymałem żadnej propozycji filmowej" [WYWIAD]

Wiktor Zborowski
Wiktor Zborowski o związku z Marią Winiarską

#ZZA KADRU Wiktor Zborowski to postać, której nie trzeba przedstawiać miłośnikom polskiego kina i teatru. Wybitny aktor, znany z charakterystycznego głosu i niezwykłej charyzmy, od lat zachwyca zarówno na ekranie, jak i na scenie. W rozmowie z Aleksandrą Czajkowską dla tvn.pl opowiedział o pracy na planie filmu "Dalej jazda". Nie zabrakło też wzruszających refleksji na temat wieloletniej przyjaźni z Marianem Opanią, jednym z najbardziej cenionych polskich aktorów, oraz spostrzeżeń na temat zmieniającego się świata aktorstwa. Zapraszamy do lektury wywiadu z człowiekiem, który nie tylko gra, ale żyje każdą swoją rolą.

Wiktor Zborowski w wywiadzie powiedział:
  • o pracy na planie filmu "Dalej jazda", a także o wieloletniej przyjaźni z Marianem Opanią. "Potrafię doprowadzić Mariana do białości w pół sekundy"
  • o przerwie zawodowej po "Ogniem i mieczem". "Po roli Podbipięty przez ponad dwa lata nie otrzymałem żadnej propozycji filmowej"
  • o początkach kariery i etapie wody sodowej. "Nagle okazało się, że wcale nie jestem taki wspaniały, jak sobie myślałem"
  • o relacji z żoną Marią Winiarską i aktorstwie. "Na samym początku było inaczej. To ja i mój szwagier byliśmy nic nieznaczącymi młodymi aktorami, a obie siostry Winiarskie robiły wspaniałą karierę estradową, a także teatralną"

Wiktor Zborowski o filmie "Dalej jazda", przyjaźni z Marianem Opanią i kabarecie Super Duo

Aleksandra Czajkowska, tvn.pl: Przed laty razem z Marianem Opanią tworzył pan kabaret Super Duo. Teraz ponownie stworzyliście świetny duet w filmie "Dalej Jazda!". Jak wyglądała Wasza współpraca po takim czasie?

Wiktor Zborowski: Bardzo dobrze nam się pracowało, ale przede wszystkim dlatego, że mieliśmy świetny scenariusz. Mariusz Kuczewski super to wymyślił i fajnie się grało, bo po prostu było co grać. Robota była bardzo sympatyczna.

Ucieszył się Pan, że zagra właśnie z Marianem Opanią?

Bardzo. Maniek zagrał głównego bohatera, a ja wcieliłem się w postać tego drugiego. I to by się u nas zgadzało (śmiech).

Wiktor Zborowski, Marian Opania i Małgorzata Rożniatowska
Wiktor Zborowski, Marian Opania i Małgorzata Rożniatowska
Źródło: monolithfilms

Z czym?

Z warunkami życiowymi. Maniek w naszym duecie był dyrektorem, a ja byłem pracownikiem fizycznym (śmiech).

W jakich okolicznościach zrodził się pomysł na Super Duo?

To było bardzo dawno temu. Maniek uznał, że to jest bardzo dobry materiał ludzki — to znaczy jeden taki mały, trochę gruby, a drugi duży i chudy. A ponieważ mamy podobne poczucie humoru, podobny gust i podobną estetykę, to zdecydowaliśmy się ruszyć z takim programem.

A nie myśleli Panowie o tym, żeby może powtórzyć to? Ponownie stanąć na scenie jako Super Duo.

Dwa razy się nie wchodzi do tej samej rzeki, bo woda jest już inna. Teraz są inne kabarety, inne występy typu stand-up. I to wzbudza ogromne zainteresowanie i święci swoje triumfy. Ja myślę, że myśmy już swoje zrobili.

Czytaj więcej wywiadów z cyklu #ZZA KADRU

Oglądając film "Dalej jazda" ma się wrażenie, że świetnie się Pan bawił na planie tej produkcji.

I tak było. Ja to nazwałem komedią geriatryczną (śmiech). Można się pośmiać i popłakać. Film wzbudza szeroką gamę uczuć.

To zdecydowanie. À propos komedii geriatrycznej w Polsce coraz więcej powstaje podobnych produkcji, dzięki którym na ekranie możemy oglądać dawno niewidzianych aktorów.

I to jest wspaniałe, bo gwarantuje mi przynajmniej w jakimś stopniu, że nie będę się nudził na emeryturze (śmiech).

Wiktor Zborowski
Wiktor Zborowski
Źródło: monolithfilms

Zastanawia mnie, czy lubi Pan oglądać siebie na ekranie?

Kiedyś bardzo lubiłem i bardzo się sobą zachwycałem. Potem przestałem się zachwycać i oglądałem to głównie w sprawach szkoleniowych. A teraz to tak średnio lubię.

Dlaczego?

Na początku wydawało mi się, że wszystko grałem fantastycznie. A potem, kiedy zacząłem traktować to czysto szkoleniowo, doszukiwałem się, jak można było to lepiej zrobić i inaczej. Wielu rzeczy w ogóle nie oglądam, bo już wiem, jak to zagrałem i wiem, że lepiej nie będzie.

W filmie "Dalej jazda" Pan i Marian Opania wcielacie się w role niegdyś serdecznych sąsiadów, a obecnie w ich relacji jest wiele małych złośliwości, ale i jak się okazuje serdeczności. Prywatnie też to tak wygląda?

Tak, moje relacje z Mańkiem właśnie takie są. Potrafimy skakać sobie do gardeł, wzbudzając panikę w ekipie. A potem spokojnie sobie pić herbatę, rozmawiać, wracać razem do domu po zdjęciach. Tak się przyjaźnimy od wielu lat.

A to skakanie do gardeł przy ekipie zawsze było prawdziwe, czy troszkę wyreżyserowane?

Zawsze jest prawdziwe. Potrafię doprowadzić Mariana do białości w pół sekundy. On mnie dłużej, bo nie jestem takim raptusem (śmiech).

Możecie się nazwać przyjaciółmi?

Tak, zdecydowanie. W ostatnich latach nie widujemy się często, ale dzwonimy do siebie. I oczywiście, widywaliśmy się nad wyraz często, kiedy pracowaliśmy wspólnie w kabarecie Super Duo. Zjeździliśmy całą Polskę, a także zagranicę. Jednak kiedy pojawia się jakaś wspólna robota, to już się nastrajamy, żeby warczeć na siebie oraz używać słów powszechnie uważanych za obelżywe. Ale pół sekundy później nam przechodzi i już idziemy sobie pod pachę na herbatę.

Wielu ma Pan przyjaciół wśród aktorów?

Niewielu.

Z czego to wynika?

Mam bardzo wielu dobrych kolegów, serdecznych kumpli, ale nie są to tak bliskie relacje, żeby nazwać ich przyjaciółmi.

Wiktor Zborowski o początkach kariery, wodzie sodowej i latach przestoju po roli w "Ogniem i mieczem"

Kiedy przygotowywałam się do rozmowy z Panem, co druga strona internetowa we wstępie wyrzucała informację: "Wiktor Zborowski — wielki, wybitny, zasłużony polski aktor, teatralny, filmowy i serialowy", i zastanawiam się, czy Pan również tak o sobie myśli.

Nigdy tak o sobie nie myślałem. Myślę tak o moich kolegach i koleżankach z pracy, o tych starszych, ale również tych młodszych, którzy mają fantastyczny warsztat i potrafią porwać widza swoimi rolami. Ja im zazdroszczę.

Zazdrości im Pan talentu czy możliwości, które są teraz, a których nie było kiedy Pan zaczynał?

Talent to chęć do pracy, a to co my nazywamy talentem, to są predyspozycje. Oni to wszystko mają, chęć do pracy, predyspozycje i fantastycznie potrafią grać. Nie chcę tu wymieniać po nazwisku, ale muszę wspomnieć o Tomaszu Kocie, bo jest mojego wzrostu (śmiech). Ja jestem nim zachwycony i uważam, że jest fantastycznym aktorem. Zagraliśmy w filmie "Pokot" ojca i syna i w jednym z wywiadów powiedziałem, że ja się cieszę, że Tomek się urodził 25 lat po mnie, bo gdybyśmy byli równolatkami, to ja bym sobie gó*no pograł (śmiech).

Nie wyczuwam u Pana fałszywej skromności, ale jednak w jakimś stopniu musi sobie Pan zdawać z tego sprawę, że dla polskiej kinematografii, dla widzów i w ogóle dla Polaków jest Pan jednak zasłużoną postacią.

Szczerze mówiąc, mnie to zadziwia. Czasami docierają do mnie objawy takiego szacunku, ale to mnie peszy. Ja wolę okazywać uwielbienie moim mistrzom, niż przyjmować jakieś hołdy.

Czy przez to, jak jest Pan postrzegany nie tylko przez widzów, ale także kolegów w pracy, czuje Pan na sobie presję, że zawsze musi dać z siebie 150 procent?

Zawsze muszę być przygotowany, bo mi nie wypada. Muszę umieć tekst, muszę być punktualny. To jest już taki przymus aktora w pewnym wieku, że jeszcze młodemu uchodzi, a już starszemu nie wypada.

Czy w jakimś momencie kariery miał Pan etap tej słynnej wody sodowej?

Był taki moment. Z pewną lekką przykrością sam to przed sobą stwierdzam, ale bardzo szybko życie to zweryfikowało. Nagle okazało się, że wcale nie jestem taki wspaniały, jak sobie myślałem. Trzeba codziennie dźwigać ten ciężar i codziennie starać się udowodniać, że jest się niezłym. To ciągła praca.

Kiedy przeglądałam lata Pana kariery, nie zauważyłam tam większych luk. Zdarzały się jednak miesiące przestoju?

Zdarzały się. Pamiętam, że kiedy nakręciliśmy "Ogniem i mieczem" poczułem, że wokół mnie robi się pustka. Wszystkie propozycje ucichły. I to właśnie wtedy zrobiliśmy z Mańkiem Super Duo. Ja po roli Podbipięty przez ponad dwa lata nie otrzymałem żadnej propozycji filmowej.

Czytaj również: Olga Bończyk o karierze, śmierci mamy, trudnym dzieciństwie i rozwodach. "Mimo że jestem sama, nie czuję się samotna" [WYWIAD]

Aż trudno uwierzyć, że po takiej roli nie rzucili się na Pana z nowymi propozycjami.

Pierwszą propozycją po dwóch i pół roku była rola Abramka w "Przeprowadzkach", serialu produkowanym przez Michała Kwiecińskiego, reżyserowany przez Leszka Wosiewicza. To był bardzo dobry serial. A przez ten czas "zastoju" i tak miałem co robić, bo jeździliśmy z Mańkiem z Super Duo po Polsce i po świecie.

Nie miał Pan wówczas myśli o porzuceniu tego zawodu. Nie czuł się Pan niedoceniony?

Nie. Ja nigdy nie czułem się niepotrzebny. Ale były momenty takich wahnięć, jak te dwa i pół roku bez żadnej propozycji filmowej, aczkolwiek zrobiłem co innego wtedy. Miałem satysfakcję i miałem z czego żyć, a to było dość ważne.

Pana żona — Maria Winiarska — jest również aktorką. Zastanawia mnie, czy kiedy w związku jedna osoba otrzymuje ciekawe propozycje, a druga mniej, to mimochodem wkrada się ta frustracja?

Na samym początku było inaczej. To ja i mój szwagier byliśmy nic nieznaczącymi młodymi aktorami, a obie siostry Winiarskie robiły wspaniałą karierę estradową, a także teatralną. Ale potem przyszły dzieci i to się odwróciło. Myśmy to przejęli, a one więcej zajmowały się domem. Teraz moja żona bawi się tym zawodem z dużą radością. I sprawia jej to frajdę, co mnie bardzo cieszy.

I to jest chyba najważniejsze. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Wiktor Zborowski z żoną Marią Winiarską
Wiktor Zborowski z żoną Marią Winiarską
Źródło: MWMEDIA
podziel się:

Pozostałe wiadomości

Czy opłaca się kupować gotowy projekt domu?
Materiał promocyjny

Czy opłaca się kupować gotowy projekt domu?