Van niespodziewanie zjawia się u Zimińskich. Prosi osłupiałego Marka, żeby zameldował go u siebie, gdyż bez stałego meldunku nie może być legalnie zatrudniony. Zapewnia, że ma gdzie mieszkać, chodzi mu jedynie o papier. Zimiński stanowczo odmawia. Tłumaczy, że nie chce ryzykować problemów z urzędem podatkowym i wspólnotą mieszkaniową. Van przeprasza go za kłopot, po czym załamany wychodzi. Danuta uważa, że mąż wyolbrzymia problem i niepotrzebnie obszedł się tak obcesowo z człowiekiem, który dla niego pracuje. Stwierdza wprost, że Marek ma ksenofobiczne uprzedzenia. Zimiński, bardzo dotknięty tym oskarżeniem, przypomina żonie, że to on zatrudnia imigranta.
Van znajduje zbłąkanego pieska koło śmietnika przy restauracji. Przynosi mu trochę jedzenia. Stefan ofukuje go, że dokarmia przybłędę, który będzie im się teraz ciągle naprzykrzał. Van stwierdza ze smutkiem, że nikt nie lubi biedaków, nawet jeśli są dobrzy.
W restauracji zjawia się właścicielka pieska i pyta o swoją zgubę. Van z uśmiechem odpowiada jej, że pies zjadł i go nie ma. Jego niewprawna polszczyzna sprawia, że kobieta sądzi iż Wietnamczyk skonsumował jej pupila. Marek oburzony zarzeka się, że Van nigdy nie dopuściłby się czegoś podobnego. Udaje mu się w końcu przekonać kobietę. Stefan jednak wcale nie jest taki pewny azjatyckiego pracownika. Ze zgrozą zagląda do garnka, z przygotowanym przez Vana sosem.
Marek opowiada żonie o zdarzeniu w restauracji. Kpi z reakcji Stefana i jego ciasnych poglądów. Danuta uświadamia mężowi, że wcale nie jest lepszy.
Marta przychodzi do redakcji. Uspokaja Artura, że złożyła już wypowiedzenie i nie zamierza go wycofywać. Oznajmia szefowi, oprócz sprostowania chciałaby napisać felieton, w którym wyjaśni, jak to się stało, że do druku trafił kłamliwy artykuł. Naczelny uważa, że nie ma sensu nadawać sprawie większego rozgłosu niż to konieczne. Jego zdaniem rozpisywanie się na ten temat spowoduje, że czytelnicy jeszcze bardziej zwróci uwagę na niego. Marta widzi to zupełnie inaczej – uczciwość nakazuje, żeby wytłumaczyli się ze swojej wpadki i rzetelnie zastanowili się, czemu tak łatwo zaufali Adamowi. Uświadamia szefowi, że uciekając od odpowiedzialności, zachowuje się nie lepiej niż dziennikarz, którego wyrzucił z redakcji. Marta proponuje, że przyniesie Arturowi swój tekst, a on, zgodnie z własnym sumieniem, zdecyduje, czy go puści, czy nie.
Naczelny jeszcze tego samego dnia otrzymuje maila od Marty z załączonym tekstem. Konarska stwierdza w nim, że obowiązkiem dziennikarza jest pisanie prawdy i piętnuje tych, którzy łamią tę zasadę. Jednocześnie zastanawia się, dlaczego ona i jej szef dopuścili do druku kłamliwy artykuł. Konstatuje, że zdecydowała o tym atrakcyjność tekstu, która zagłuszyła ich czujność. Zapewnia, że podobny błąd już więcej się nie powtórzy, a cała sprawa przypomniała jej i kolegom z redakcji, czym naprawdę jest dziennikarstwo. Artur jest pod olbrzymim wrażeniem. Wieczorem zjawia się u Marty. Oznajmia, że wydrukuje jej tekst i prosi, żeby została w redakcji. Wyjaśnia, że uświadomił sobie, jak bardzo są mu potrzebni tacy dziennikarze jak ona – zdolni i uczciwi...
Agnieszkę męczą skutki odstawienia alkoholu. Rankiem nieoczekiwanie dzwoni do niej Olczyk. Bardzo zdenerwowany mówi, że został oskarżony o mobbing. Olszewska zapewnia, że mimo problemów ze zdrowiem zjawi się w kancelarii najszybciej jak to możliwe.
Olczyk nie może pojąć, czemu jego pracownica, z którą żył na dobrej stopie, nagle zwróciła się przeciwko niemu i jeszcze podburza innych. Obawia się, że sprawa może fatalnie wpłynąć na jego interesy. Zapewnia, że asystentka dostawała wynagrodzenie za nadgodziny i nigdy nie pracował dłużej niż on sam. Prawnicy kancelarii uznają, że przed podjęciem jakichkolwiek kroków, muszą wysłuchać drugiej strony. Podczas spotkania Agnieszka zdaje się być nieobecna. Olczyk wyraża swoje zaskoczenie jej zachowaniem. Zmieszana wyjaśnia, że ma zapalenie spojówek i źle się czuje.
Adwokat poszkodowanej asystentki Olczyka przedstawia Agnieszce i Darkowi dokumenty mające świadczyć, że jego klientka musiała pracować przez kilkanaście godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Stwierdza, że ciągły stres niekorzystnie odbił się na jej zdrowiu, na co także ma odpowiednie zaświadczenia. Olczyk oburza się na insynuacje, jakoby stosował presję psychiczną. Adwokat nieoczekiwanie oznajmia, że ma na to dowody, których nie zawaha się przedstawić w sądzie… chyba że Olczyk zgodzi się na rozsądne zadośćuczynienie. Agnieszka w ogóle nie reaguje na to pytanie. Darek ratuje sytuację prosząc o czas na zastanowienie.
Olczyk jest wściekły, że jego prawnicy od razu nie zgodzili się na ugodę. Chce uniknąć rozprawy. Robi Agnieszce wyrzuty, że zamiast go bronić, milczała przez całe spotkanie. Grozi, że jeśli szybko nie podejmie działań mających oczyścić go z zarzutów, zmieni kancelarię. Olszewska autentycznie przestraszona, zapewnia, że zrobi wszystko aby nie dopuścić do rozprawy…
Wieczorem Agnieszka czuje się jeszcze gorzej. Darek tłumaczy partnerce, że powinna odpuścić pracę przynajmniej do czasu, aż dojdzie do siebie. Zapewnia, że on i Weronika poradzą sobie. Przytula ukochaną i mówi jej, że byłoby bardzo źle, gdyby z powodu stresu znowu zaczęła pić...
W 2396 odcinku