Nie mam czasu na jesienną depresję

Czat z Ewą Gorzelak
Czat z Ewą Gorzelak
Z Ewą Gorzelak o tolerancji, braku wolnego czasu i tarapatach serialowej Gabrysi rozmawiała Ania Świątkowska.

Pani Ewo, czy zauważyła Pani, że zaczynacie nagrywać już piątą setkę odcinków „Na Wspólnej”?Już!? Nawet się nie zorientowałam. Bardzo szybko to zleciało. Ja na początku myślałam, że posiedzę w tym serialu pewnie rok, a potem zrezygnuję – bałam się, że zacznę być szufladkowana jako Gabrysia. Ale w mojej obecnej sytuacji rodzinnej, czyli chorobie synka, jest to dla mnie bardzo dogodna praca. Poza tym przy tej produkcji spotkała się naprawdę miła ekipa!Widzowie są na ogół zainteresowani, na ile postać odtwarzana w serialu jest podobna charakterologicznie do grającego ją aktora. Jak to jest w przypadku Ewy Gorzelak i Gabrieli Nowak?Całkowicie od Gabrysi się odcinam (śmiech). Chociaż na początku, kiedy zaczynałam ją grać, myślałam „Całkiem fajna kobitka”. Potem niestety coraz więcej różnych zachowań Gabrysi zaczynało mnie drażnić, aż w końcu odcięłam się od niej zupełnie. Gabrysia to nie ja! I błagam drodzy internauci pamiętajcie o tym, że osoby które widzicie na ekranie, to postaci wymyślone przez scenarzytów. My aktorzy tylko ich gramy! Często się nie zgadzamy na ich zachowania, bo sami prywatnie w różnych sytuacjach byśmy zupełnie inaczej zareagowali. Gabrysia była ślepo wpatrzona w Leszka, ustępowała mu na każdym kroku. Ja bym w życiu się z takim człowiekiem nie związała! Wiem również, że jest dużo zastrzeżeń co do ubioru Gabrysi. Ale na Boga – odrobinę tolerancji. Są na świecie różni ludzie i pozwólmy im ubierać się jak chcą. Gabrysia lubi poncza i frędzelki, to niech sobie je nosi. Wam przecież nikt nie każe jej naśladować!Postać Gabrysi wpadła w takie tarapaty jak mało która w serialu......sama sobie winna (śmiech).Doszło do tego, że Gabrysia zmienia swoje życie diametralnie i ucieka od Leszka. A potem przytrafia jej się zauroczenie ... księdzem. Jak grało się te sceny?O, tam było bardzo miło! Pół roku grałam w pięknym miejscu. Plenery są zawsze fajniejsze niż granie na hali zdjęciowej, szczególnie latem – bo zimą to nie za bardzo lubię marznąć. Jest tam całkiem inna atmosfera – bardziej przypomina pracę w fabule, niż halowy serialowy pośpiech. Również miałam tam fajnego partnera – Mariusza Witkowskiego, czyli księdza Szymona. Zawsze to odmiana po Leszeczku. Szkoda, że ten wątek już się skończył. Po wakacjach wróciłam do zdjęć na hali. Ale kto wie, co się jeszcze wydarzy…W innych wywiadach wyczytałam, że tęskni Pani za sceną teatralną – a tam plenerów przecież nie ma...A właśnie robiłam teraz spektakl plenerowy! Było to w Nadrzeczu gdzie działa fundacja „Kresy 2000” i wystawialiśmy „Requiem dla gospodyni” Myśliwskiego. Scena stanęła na polu, w tle były łąki. Na koniec na tle brzóz wyświetlano galopujące konie. To było piękne! Tzn. nie widziałam całego efektu bo grałam w tym widowisku, ale wydaje mi się że musiało to wyglądać pięknie. Graliśmy ten spektakl dwa razy i mam nadzieję, że będzie wznowiony latem. Wcześniej nie wiedziałam, że istnieje takie miejsce, dowiedziałam się o nim dwa lata temu, kiedy mój mąż występował tam w spektaklu „Drzewo”. Przez tę scenę przewinęło się wielu aktorów, a spektakle, a właściwie widowiska, są dużym wydarzeniem. Nas przez dwa dni obejrzało chyba z tysiąc osób.Praca przy serialu absorbuje czasowo, a Pani mąż jest również aktorem – jak spędzają Państwo czas wolny?Staramy się jak najczęściej być wszyscy razem. Uwielbiamy z dzieciakami chodzić na spacery. Często też zapraszamy do siebie gości i wspólnie „weekendujemy”. Niestety rzadko kiedy można iść do kina, teatru, czy do knajpki – ale na wszystko przyjdzie czas. Na razie póki dzieci są małe nasze życie prywatne kręci się wokół nich.Nadeszła jesień, za oknami jest zimno i szaro. Czy ma Pani jakieś sposoby na to, żeby odgonić „jesienną depresję”?Jesienna depresja chyba dopada tych, co mają za dużo wolnego czasu. Mnie to na szczęście nie dotyczy.Dziękuję za rozmowę.

podziel się:

Pozostałe wiadomości