Nie jestem częścią Warszawki

Kobiety Kuby Wesołowskiego
Kobiety Kuby Wesołowskiego
Z Kubą Wesołowskim o nowej, życiowej roli, popularności oraz utopijnych ideałach rozmawiała Ania Świątkowska.

Kuba, rozpocząłeś granie całkiem nowej, życiowej roli, czyli... studenta. Na jakiej uczelni? To jest Collegium Civitas, specjalizacja politologia, kierunek dziennikarstwo. No i chyba za bardzo ambitnie, do tego podszedłem, ponieważ połowę wykładów wybrałem w języku angielskim. A filozofia po angielsku to jest, hmmm, bardzo wyszukany sposób na zdobywanie nowej wiedzy (śmiech). Ale mam nadzieję, że dam radę.Czy prowadząc program w TVN „Gorący patrol” utwierdziłeś się w tym, że dziennikarstwo telewizyjne „to jest to”?Wszyscy mnie pytali, co jest trudniejsze: prowadzenie programu czy granie w serialu? Odpowiadam, że obie z tych rzeczy dają mnóstwo satysfakcji. A jak się mnie pytano, co jest bardziej kreatywne, to pierwsza nasuwała się odpowiedź, że prowadzenie programu (gdzie nie mieliśmy napisanych gotowych kwestii, sami musieliśmy prowadzić rozmowy itd.). Ale z drugiej strony, kiedy dostajesz nawet jedno zdanie scenariusza do wypowiedzenia w serialu, od twojej keratywności zależy, j a k to zrobisz i jaki efekt uzyskasz. Wracając do „Gorącego Patrolu”, to było dla nas prowadzących duże wyzwanie, ponieważ trafiliśmy nad polskie morze, kiedy była fatalna pogoda, mało turystów, no po prostu kaplica! I trzeba było zrobić coś z niczego i to jeszcze na tyle interesująco, żeby ktoś - spoza naszej rodziny - chciał to oglądać. Czy się udało, ocenili widzowie.A dlaczego nie zdecydowałeś się na szkołę aktorską?Dlatego, że chcę powiedzieć coś mądrego, jak będę odbierał Oscara (śmiech). Żartuję – nie chciałem się ograniczać tylko do aktorstwa. Wierzę, że jak ktoś jest interesującym aktorem, to propozycje grania pojawiają się niezależnie od skończonej szkoły. W dziennikarstwie najbardziej pociąga mnie kontakt z ludźmi. To chyba przeważyło.Krążą opowieści, że na casting do „Na Wspólnej” przyszedłeś ze swoją ówczesną dziewczyną, bo to ona chciała grać w serialu...Nie, nie, nie!Więc to przekłamana informacja? No to masz szansę wreszcie ją zdementować. To jest zdecydowanie przekłamana informacja, która ciągle gdzieś krąży. Owszem, przyszedłem na casting z Olą – bo tak miała na imię ta dziewczyna – ale ona nie brała udziału w castingu do tego serialu tylko do czegoś zupełnie innego. To był jej pierwszy casting, a ja nie chciałem żeby była sama, ale oczywiście nie wchodziłem z nią wszędzie, tylko grzecznie sobie czekałem w agencji. I wtedy ktoś mnie zaczepił i zapytał czy nie miałbym ochoty zagrać w serialu. Akurat miałem wolną chwilę więc poszedłem. A drugi etap zdjęć próbnych miał być po Andrzejkach – i postanowiłem, że skoro nie idę na imprezę andrzejkową, to chociaż muszę się postarać na castingu, musi być tego jakiś efekt. No i rzeczywiście, tydzień po tym dostałem telefon, że zaczynamy współpracę.No a efekt jest pewnie taki, że diametralnie zmieniło się Twoje dotychczasowe życie?Wiesz, są rzeczy, które pozostały bez zmian: przyjaciele, sposób spędzania wolnego czasu Tego czasu jest co prawda teraz trochę mniej, ale przez to bardziej go doceniam i lepiej wykorzystuję.Ale co z popularnością, sławą, wielbicielami, fankami... No tak, to się stało. I nie ukrywam, że jest to bardzo sympatyczne. Uważam, że każdy kto decyduje się zawód aktora, piosenkarza czy innej osoby publicznej, chce wykonywać to, co robi jak najlepiej. A im jesteś lepszy, to zazwyczaj daje Ci to większą popularność. No, chyba że ktoś robi kino offowe, undergroundowe. Ale ja nigdy nie stroniłem od komercji, sam o sobie mówię, że jestem typowym dzieckiem popkultury. Sam Kuba chyba się więc specjalnie nie zmienił. Nowości jakie przyniosła mi moja popularność to np. bywanie na imprezach. Poza tym moje główne przekonania, zasady pozostały bez zmian, choć są one trochę utopijne: idealna miłość, idealna przyjaźń. Wszystko musi być idealne (śmiech). Nadal wierzę w przeznaczoną miłość, w bezinteresownych przyjaciół.Jesteś widywany na różnych imprezach gdzie bawi się tzw. „Warszawka”. Jak oceniasz to towarzystwo? Wiem, wiem – pewnie zaraz zadasz mi pytanie „Czy czuję się częścią Warszawki”. Należało by sobie najpierw postawić pytanie, czym jest to środowisko. Jeśli „Warszawką” nazywamy to, że ludzie spotykają się w modnych miejscach, że są fajnie ubrani, że odbywają tysiące spotkań i są na ogół bardzo zajęci – to to są moim zdaniem jakiegoś rodzaju pozytywy. Oczywiście, że jeżeli ktoś ogranicza swoje życie tylko do „Warszawki”, to znaczy, że ma coś nie tak z głową. Ale ja chciałbym przeciwstawić się stereotypowi, że „Warszawka” to coś z gruntu złego. Nie widzę nic złego w tym, że ktoś lubi imprezy, towarzystwo i zabawę. Ja nie biorę narkotyków, w ogóle nie piję na imprezach alkoholu, bo na wszystkie jeżdżę samochodem. Nie patrzę w tych ludzi jak w obrazek i zdaję sobie sprawę z tego, że być może połowa z nich rozmawia ze mną dlatego, że gram w serialu. Ale dopóki dobrze się w tym towarzystwie czuję – nie widzę w tym nic złego.A czy Twojej dziewczynie nie jest ciężko z powodu Twojej popularności, zwłaszcza wśród, hmmm, licznej rzeszy nastolatek płci pięknej? Do nie dawna nie było tego problemu. Ale ostatnio w pewnych magazynach zaczęły się pojawiać dziwne artykuły. Np. wydrukowane są trzy moje zdjęcia zrobione w zupełnie innym czasie, a podpis głosi, że tak Kuba Wesołowski bawił się „w ciągu tego tygodnia”. Do tego jest dołączona jakaś moja wypowiedź, choć autentyczna, to wyrwana z kontekstu i w ogóle nie mająca związku z tymi zdjęciami. I to są pierwsze negatywne strony mojej popularności w naszym związku. Bo do tej pory, gdy byłem sam, nie zwracałem na to uwagi. A teraz muszę się czasem z tego wytłumaczyć, wyjaśnić sytuację. A ja nienawidzę bezsilności: z jednej strony sprawa jest na tyle błaha, że nie pójdę z nią do sądu, z drugiej, muszę się tłumaczyć z powodu nieprawdziwych informacji.W takim razie życzę Ci samych rzetelnych informacji na Twój temat i dziękuję za rozmowę.

podziel się:

Pozostałe wiadomości