Zresztą, szczerze mówiąc nie tylko mnie, ale siebie akurat mam zwykle pod ręką. Czego nie można powiedzieć o takiej na przykład Boże… o przepraszam Agnieszce Kaczorowskiej, która przebywa zwykle gdzie indziej. I jest to „Klan”.
Trudno, co robić.
Tymczasem pogoda, z właściwą większości elementów Wszechświata złośliwością, zaczęła się robić piękna dokładnie na zakończenie najdłuższego weekendu w Europie Środkowo-Wschodniej, co z jednej strony jest nieco irytujące, ale ułatwia czujną (acz cyniczną) obserwację rzeczywistości jako takiej.
Z czego skwapliwie skorzystałem. I kiedy tak obserwowałem sobie rzeczywistość podstępnie zaskoczył mnie Morfeusz, w którego objęcia wpadłem. Czyli, mówiąc po ludzku, zasnąłem.
Obudził mnie podejrzany dźwięk, który – po bliższym zbadaniu – okazał się być chrapaniem Bilguuna Mściwoja Ariunbaatara. Który, swoim zwyczajem, spał z gwiazdami.
Czego – tak na marginesie – Sobie i wam życzę. P.S Maturzystom życzę również powodzenia, albowiem istnieje szansa, że się im przyda…