Prima facie, czyli jak zostałem sportsmenem

Na początek parę słów o mnie. Jestem kimś. Mieszkam w TVN-ie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. Co w porównaniu z wieloma innymi sposobami patrzenia – kosym, złowrogim, tudzież spode łba – jest patrzeniem pozytywnym i głęboko zadowalającym.

Generalnie doceniam też przewagę ukradkowego rzucania spojrzeń nad ukradkowym rzucaniem kamieniem, względnie innym nieprzyjemnym przedmiotem. Wzmiankowane rzucanie spojrzeń przegrywa w przedbiegach z rzucaniem się na szyję, szczególnie kiedy obiektem rzucającym (się) jest Magda Cielecka. Dla przyjaciół Cielak. Podobno.

A tak zupełnie przypadkiem, to czy Wam nie wydaje się również, że rzucanie awansuje powoli do roli naszego sportu narodowego? Co zresztą generalnie nie dziwi, bo do kibicowania polskiej drużynie narodowej to trzeba mieć nerwy już nawet nie ze stali, a ze diamentu czystego czy jakiegoś innego tungstenu zrobione… Oczywiście teoretycznie zawsze może być siatkówka, która jest jedną z tych dyscyplin, w której to my tworzymy grupę śmierci, ale siatkarze – wiem bo przechodziłem kiedyś obok Bartmana – są podejrzanie zadowoleni i ewidentnie szczęśliwi, na skutek czego stosunkowo trudno się z nimi utożsamić.

A w rzucaniu jest coś dla każdego. Miłośnicy tężyzny fizycznej mogą sobie rzucić kamieniem, przedstawiciele partii politycznych mogą przerzucać się bezpodstawnymi oskarżeniami, członkowie partii koalicyjnych mogą przerzucać się na inny odpowiedzialny odcinek zadań, a przemytnicy mogą przerzucać w zasadzie wszystko, na co tylko mają ochotę.

W tej nowej dyscyplinie – o dziwo – znajdę coś dla siebie.

Mógłbym – oczywiście ostrożnie – rzucić jakiś żart. Być może nawet zabawny.

Tylko czy społeczeństwo jest na to gotowe?

podziel się:

Pozostałe wiadomości