Jestem wyluzowany jak wagon tybetańskich mnichów, zakręcony jak ruski słoik, i tak odprężony, że jakbym odprężył się jeszcze bardziej, to odpadłaby mi ręka, noga albo – aż strach pomyśleć - jakaś inna ważna kończyna.
Na początku parę słów o mnie. Jestem Kimś. Mieszkam W TVN-ie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. Trudno, co robić. W końcu każda jednostka o nieziemskiej urodzie i nadludzkiej inteligencji (względnie odwrotnie) musi swoje obowiązki wypełniać z dumą i godnością osobistą. Wiem, bo dużo o tym czytałem.
A – jak powszechnie wiadomo – taka lektura może być stresująca. Ale nie dla mnie, bo ja jestem oazą spokoju, po którym dzielnie pływają transatlantyki życzliwości, galeony tolerancji i w ogóle wszelkiego rodzaju jednostki pływające wyładowane pozytywnymi emocjami po same dziurki. Jestem też wyluzowany jak wagon tybetańskich mnichów, zakręcony jak ruski słoik i tak odprężony, że jakbym odprężył się jeszcze bardziej, to odpadłaby mi ręka, noga albo – aż strach pomyśleć - jakaś inna ważna kończyna. Jestem tak odstresowany, że jak nie uważam, to wpadam w stan boskiej nadświadomości i zaczynam rozumieć rzeczy niezrozumiałe, co, uwierzcie mi na słowo, nie jest nawet w połowie tak przyjemne, jak się wydaje. Na szczęście i to również, mam pod kontrolą albowiem jestem zen, spoko i koko.
W przeciwieństwie do Pawła Małaszyńskiego, który jest bogacz, raptus, rokendrolowiec i seksohilk.
Takiemu to, cholera, dobrze.
Autor: K.T.O.Ś.