Na początku parę słów o mnie. Nazywam się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz i mieszkam w Chrzęszczyżewoszycach (powiat Łękołody), gdzie wszyscy patrzą na mnie jak, nie przymierzając, na stół z powyłamywanymi nogami. To pewnie dlatego, że już dawno wyindywidualizowałem się z rozentuzjazmowanego inwentaryzacją tłumu. Trochę jak ta lojalna Jola.
Ostatnio szedłem przez zboże jak Mojżesz przez morze, a za mną przez zboże cytrzystki trzy szły. Co do których cytrzystek miałem od zawsze uzasadnione podejrzenia. Bo to one niby z Pomorza, ale jak się dobrze przyjrzeć to z twarzy zupełnie jak cyniczne córy Zurichu. Co oczywiście dla mnie nie ma znaczenia, albowiem jestem tolerancyjny jak chrząszcz w trzcinie, albo nawet Omenaa Mensah w TVN-ie. Czyli bardzo. Bo nie wiem, jak Wam, ale mnie tolerancja jest potrzebna jak kani dżdż.
Na dowód czego wyjeżdżam z Andrusem podziwiać dzięcięlinę pałającą na brzegach Szeszupy, albowiem jemu samemu zajęłoby to bardzo, bardzo, bardzo, długo. Pozdrawiam serdecznie
Wasza Szczeżuja
(dawniej Ktoś)