Na początku kilka słów o mnie. Jestem Kimś. Nieważne kim. Nie powiem też gdzie mieszkam, albowiem im mniej wiesz, tym krócej będą Cię przesłuchiwali, a przecież czas służb jest czasem na wagę złota. Tym bardziej, że muszą zbierać na naprawę limuzyny.
Tak więc nieważne kim jestem. Ważne że zdecydowałem się powołać własną drużynę piłkarską. Drużynę, która już w najbliższym czasie wygra Ligę Mistrzów, Mundial, a nawet Puchar Narodów i nagrodę Pulitzera. A wszystko to dzięki mojej genialnej strategii, którą ja, jako genialny strateg i wielki przywódca (w klubie znany również jako Pan Prezes) wymyśliłem i zdecydowałem się wdrożyć. Generalnie robimy tak – jedziemy na mecz, i staramy się zrobić tak, żeby przegrać jak najbardziej. Na przykład… no nie wiem… powiedzmy 27:1. Następnie ogłaszamy że sędzia był przekupiony (prawdopodobnie przez Niemców), że takie wlepienie gościom oznacza drastyczne złamanie zasad, oraz że się nie liczy, bo my się na taki wynik nie zgadzamy, a jak wiadomo – nic o nas bez nas. Na bis odmawiamy podpisania protokołu i ogłaszamy moralne zwycięstwo. Bo moralne zwycięstwa liczą się najbardziej. Szczególnie na wyjeździe.