Mateusz Kościukiewicz // Jacek
Udział w filmie „Twarz” pozwolił mi wrócić do korzeni aktorstwa i przywołał wspomnienia z czasów, kiedy byłem na studiach. Interesowałem się wtedy Teatrem Grotowskiego i zastanawiałem nad różnymi aktorskimi technikami, nad tym jakie maski przywdziewamy grając w filmach czy wychodząc na scenę, myślałem też o tym, jak ten zawód ewoluował przez lata. Aktorzy w dawnych czasach pojawiali się na scenie wyłącznie w maskach – w starożytnym teatrze nie grali inaczej. To wydało mi się ważne, przy budowaniu postaci Jacka. Tym bardziej, że przez większą część filmu „Twarz” gram właśnie w masce. Takie zadanie we współczesnym kinie rzadko stawiane jest przed aktorem.
Już od samego początku przede wszystkim starałem się dojść do tego, co mi daje zasłona w postaci maski. Z jednej strony ona mnie w pewnym sensie ukrywała – ale to nie było jej najmocniejsze działanie – najważniejsze wydało mi się to, że nikt nie widział, co tak naprawdę robiłem: jakich narzędzi używałem pod maską, by uruchomić takie a nie inne reakcje czy zachowania bohatera. Grając w masce, można sobie pozwolić na bardzo dużo. W wymiarze emocjonalnym możesz jako aktor pójść naprawdę daleko, bez maski byłoby to sztuczne, nieprawdziwe, wiązałoby się z nadmierną ekspresją. Ale właśnie po to, by maska odpowiednio reagowała, ty musisz przekraczać granice – na przykład w swojej mimice – które w normalnym aktorstwie nie miałyby racji bytu: byłyby interpretowane jako przesada, nadużycie, zbyt szeroki gest.
Uroczysta premiera filmu "Twarz"
Czy granie w masce było trudne? Pracowałem po 20 godzin dziennie, a same przygotowania do roli i charakteryzacja trwały około czterech: wymagały ode mnie cierpliwości, wręcz spokoju z pogranicza medytacji. Trudne zadanie. I choć te poranne przygotowania nie należały do najłatwiejszych, to byłem zadowolony z efektu. Szczęśliwy, że mogę zrobić w kinie coś tak rzadkiego i nietuzinkowego. Po czasie mogę też powiedzieć, że bardzo zżyłem się ze swoją maską. Zacząłem ją traktować jak część mnie. Zdejmowałem ją na bardzo krótko (kilka godzin na czas przerwy w zdjęciach), więc nawet nie mogłem poczuć, że jej nie noszę. Pod koniec okresu zdjęciowego – niezależnie od tego czy miałem ją na sobie czy nie – czułem się tak, jak bym cały czas był w masce.
W relacji z Agnieszką Podsiadlik, która wciela się w siostrę Jacka, pewne rzeczy odbywały się między nami bez słów. Nie trzeba było słów, by opisać cierpienie bohaterki, jej ból, tęsknotę, niespełnione nadzieje. Jacek zawsze był dla siostry kimś wyjątkowym, a po wypadku stał się jeszcze bardziej wyjątkowy. Nie dziwi mnie to. Bohater został postawiony wobec niezwykłej wolty w życiu. Jest typem zwyczajnego-niezwyczajnego bohatera, który walczy, nie poddaje się. I choć wypadek zmienia jego oblicze – Jacek mógłby być zdruzgotany – jedyne czego chce, to wrócić do normalności. Do zwykłego życia. Jego reakcja wydaje mi się prawdziwa, ludzka. Po mimo przełomu i traumy, Jacek jest tym samym chłopakiem. I chce swoje życie z powrotem.
Zobacz również:
Dla Szumowskiej nie ma tabu w kinie! Czego nie boi się pokazywać w swoich filmach?
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA