Na drodze do szczęścia

Na początek parę słów o mnie jestem kimś. Mieszkam w TVN-ie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. I w sumie jest mi z tym dobrze. A w każdym razie lepiej niż w takiej Gruzji na przykład gdzie zamiast patrzeć jak w tęczę to od razu strzelają. Nawet do tych małych, słodkich i bezbronnych. Co – jak sami przyznacie – jest co najmniej nieuprzejme.

Ale co się dziwić. W końcu nie od dziś wiadomo, że na świecie nie buraków i innych roślin pastewnych raczej nie brakuje. Trudno, co robić. Widać taka karma. W ogóle trudno raczej zaprzeczyć faktowi, że świat raczej jest, jaki jest. Bo gdyby był inny, to z całą pewnością byśmy zauważyli. A nie wiem, jak wy, ale ja raczej nie zauważam. I to pomimo całej czujnej (acz cynicznej) obserwacji.

Przetrawiwszy całą sytuację intelektualnie (dbając rzecz jasna o odpowiednie nawodnienie organizmu) doszedłem do wniosku, że po pierwsze są problemy, z którymi się żaden filozof nie prześpi, a po drugie nie ma co się denerwować, albowiem nerwy to nic innego niż kara, którą wymierzamy sami sobie za głupotę innych.

Dlatego zdecydowałem się przystąpić do naprawy świata metodą indywidualnego robienia tego, co wychodzi mi najlepiej i czemu zamierzam się poświęcić się całkowicie, jak tylko się dowiem, co to właściwie jest.

Albowiem tylko w ten sposób osiągnąć można spokój, szczęście i zadowolenie z siebie i z życia. Oraz – jak pokazuje przykład Tomasza Stańki – dom na Manhattanie i niejakie powodzenie u płci nadobnej. Czego sobie i Wam życzę.

Autor: K.T.O.Ś / Źródło: TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości