Ale cóż ja na to poradzę, skoro mnie tam nie ma. A nie ma mnie tam, albowiem podobnie jak wielu moich rodaków, współplemieńców i współzajmowaczy dorzecza Odry i Wisły (w skrócie WDOW-a) udałem się na weekend, które to słowo, jak powszechnie wiadomo, oznacza 9-dniowy okres pomiędzy zeszłym piątkiem a przyszłą sobotą. Nazywany także (zapewne ze względu na zaczynanie się w kwietniu) majówką. I na tym weekendzie robię nic. O ile oczywiście definicja nic obejmuje pewną (starannie dozowaną) ilość wysiłku fizycznego, napojów różnych i grillowanego jedzenia.
Jeżeli obejmuje, to bardzo dobrze. A jeśli nie? No cóż, niezależnie od tego co robię, jest to bardzo przyjemne i wygląda na to, że jeszcze przez chwilę potrwa.
Czego sobie i Wam życze
podziel się: