Na początku parę słów o mnie. Jestem kimś. Mieszkam w TVN-ie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. I słusznie. I całkowicie słusznie. Przypuszczam, że gdybym był nimi, to też bym tak robił. A jakbym się jeszcze kiedyś ubrał mniej kaszualowo, to już w ogóle szok w trampach. Dlatego ostatnio poważnie myślę o owersajzie. I to – szczególnie po nocach spędzonych na czujnej (acz cynicznej) obserwacji knajp i innych ciem barowych – z elementami glamuru. Z drugiej strony, wtedy też często widzę jednorożce, więc na Waszym miejscu nie przywiązywałbym się do tej idei jakoś szczególnie.
Tymczasem powoli i nieubłaganie dopada mnie jesienna depresja, co jest tym bardziej irytujące, że tym razem nie mogę jej zwalić nawet na pogodę, która jest ładna. Za co winę ponosi zapewne Tusk. No może z lekką pomocą Wszechświata jako takiego.
W ramach rozrywki zdecydowałem się pojechać nad morze. Gdzie dojechałem akurat na czas, żeby zobaczyć jak niemiecki prom pasażersko-samochodowy mija Westerplatte zdążając wprost do Gdańska*.
Czego znaczenie jest prawdopodobnie znaczące. *W końcu jak mieć deja vu, to porządne.