Na początku parę słów o mnie. Jestem kimś. Mieszkam w TVN-ie gdzie wszyscy patrzą na mnie jak, nie przymierzając, bankowiec na LIBOR, czy inny monetarysta na stopę procentową. Czyli mniej więcej tak jak w tęczę. No chyba że coś nie halo, bo wtedy to oczywiście nikt się nie gapi bez sensu, tylko lata jak przysłowiowy monetarysta z inflacją.I muszę powiedzieć, że jak tak latają, to niemal można zobaczyć jak PKB rośnie, a i EBITDA jakby tak na plus bardziej wychodziła. Żeby o pe do e nawet nie wspomnieć. Tymczasem za oknem jesień. Liście spadają z drzew jak banki w 2008, a słoneczne dni zdarzają się mniej więcej z taką samą częstotliwością, co zadowolony dystrybucjonista na GPW. Ale nie martwcie, dzięki wrodzonym walorom Wasz Ulubiony Autor (czyli ja) raczej uniknie depresji. Chociaż trzeba przyznać, że presja deprecjacyjna jest niewąska. Chciałem to nawet ostatnio omówić z profesorem Balcerowiczem, jak był u Bambiego, ale nie zdążyłem. Bo Balcerowicz musiał odejść.
Autor: K.T.O.Ś