Joanna Przetakiewicz była na granicy z Ukrainą. "Ten widok odebrał nam mowę"

Joanna Przetakiewicz to polska projektantka
Joanna Przetakiewicz opowiedziała o pomocy uchodźcom z Ukrainy
Źródło: JAROSLAW ANTONIAK/MWMEDIA
Joanna Przetakiewicz mocno zaangażowała się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Projektantka przestała publikować codziennie zdjęcia na Instagramie i wykorzystała swoje media społecznościowe do niesienia dobra. - Dziś myślenie o przyjemnościach, chociażby planach na wakacje jest dla mnie abstrakcyjne - powiedziała w rozmowie z Anną Pawelczyk-Bardygą.

W Ukrainie obecnie trwa wojna, zapoczątkowana przez Rosję. Żołnierze Władimira Putina ostrzeliwują ludność cywilną i bombardują miasta. Nasi wschodni sąsiedzi dzielnie walczą o wolność swojego kraju, a cały świat jest pod wrażeniem ich bohaterstwa. Szczególną rolę w tym trudnym dla Europy pełnią także Polacy, którzy wprost rzucili się do pomocy potrzebującym. To głównie w naszym kraju uchodźcy szukają schronienia. Na granicach codziennie czekają na nich wolontariusze z ciepłym jedzeniem i pomocą medyczną. Niedawno na przejście graniczne w Przemyślu pojechała Joanna Przetakiewicz. Projektantka od początku wojny mocno wspiera Ukraińców.

Joanna Przetakiewicz: Gdy wybuchła wojna, byliśmy na ślubie w Wenecji

Anna Pawelczyk-Bardyga, cozatydzien.tvn.pl: Nie da się ukryć, że od wybuchu wojny pani Instagram wygląda inaczej. W miejsce zdjęć przedstawiających codzienne życie pojawiły się obrazy wojny. To była odruchowa reakcja? 

Joanna Przetakiewicz: To było absolutnie naturalne. Trudno to analizować, bo wszyscy znaleźliśmy się pod wpływem terroru. Nie wyobrażałam sobie prowadzenia Instagrama jak dawniej, gdy wszystko było jeszcze normalne. W dniu, w którym wybuchła wojna, byliśmy na ślubie przyjaciół w Wenecji, już raz przekładanym ze względu na epidemię koronawirusa. Przyjechało 40 osób z Polski i 40 osób z zagranicy. Wszyscy byliśmy w szoku, przerażeni i smutni. Trudno było na nowo wrócić do tej radości. Każdy z nas ma kogoś znajomego albo rodzinę w Ukrainie. Zastanawialiśmy się, co możemy zrobić, jak pomóc. Rozdzwoniły się telefony. Narzeczeni, zamiast myśleć o swoim szczęśliwym dniu, myśleli o pomocy Ukrainie. Wszyscy uruchomiliśmy łańcuch pomocy. Każdy wykorzystywał moc możliwości i znajomości. Obiecaliśmy tylko sobie, że przez godzinę, czyli na czas trwania uroczystości, nie będziemy komentować dramatycznych doniesień. 

Wówczas Instagram okazał się narzędziem nie tylko do promocji i rozrywki, ale także do niesienia ogromnej pomocy.

Uważam, że media społecznościowe buduje się właśnie po to, by je w pewnym momencie dobrze wykorzystać. A ja mam za sobą również jedną z największych w Polsce społeczności. Moje dziewczyny tzw. superENKi z Ery Nowych Kobiet wprost rzuciły się do pomocy, a ja razem z nimi. Nie wyobrażałam sobie, że w czasie, gdy one pomagają, ja posiedzę i poczekam lub będę udawać, że życie wygląda jak do tej pory. Wiem, jaką siłę ma Instagram i relacje. Średni tygodniowy zasięg mojego konta to około miliona ludzi. To właśnie dzięki temu mogłam znaleźć pomoc dla potrzebujących dosłownie w 15 minut. Pisały do mnie osoby, które zajmowały się tłumaczeniem, transportem czy też szukaniem mieszkań dla uchodźców. To jest wielka moc, którą można i trzeba wykorzystywać do dawania dobra.

Akcje zorganizowane przez pani liderki miały niesamowity zasięg i rozmach. Co było dla was w tej sytuacji najtrudniejsze?

W sytuacji tragedii najczęściej zbierane są pieniądze i to często wystarcza, żeby wyjść z kryzysu. Tym razem sam przelew nie był rozwiązaniem. Najważniejsze były rzeczy: jedzenie, ciepłe koce, powerbanki, odzież, środki medyczne, pieluszki dla dzieci i mnóstwo innych. Pomoc odbywała się więc 3-etapowo: zaczynając od organizacji pieniędzy, po zakupy robione według określonej listy, kończąc na bezpiecznym doręczeniu rzeczy bezpośrednio do potrzebujących. Liczył się czas. Każda godzina. Ludzie w kolejkach potwornie marzli. Temperatura -4. Maleńkie dzieci były głodne. Kobiety skrajnie przerażone i wyczerpane. Brakowało lekarstw. Trzeba też było zorganizować karmę dla zwierząt, bo przecież i one przyjeżdżały na granicę. Nikt nie mógł tam przyjechać po prostu z gotówką. Była bezużyteczna. To, co zaczęły robić moje dziewczyny, było naprawdę niesamowite. 104 liderki z Polski i zagranicy zorganizowały setki ton potrzebnych produktów. Z USA do naszego kraju płynęły wypełnione po brzegi kontenery, z Niemiec jechały tiry. Dziewczyny przyjmowały ludzi pod swój dach. Tak jak całe mnóstwo moich przyjaciół i znajomych. Polacy wspaniale zjednoczyli się w ciągu jednej chwili. Otworzyli serca i portfele. Zadedykowali swój czas i ogromną pracę. Mamy wielkie serca i ogromne poczucie solidarności. Możemy być z siebie dumni. 

Wiem, że ma pani pomysł stworzenia specjalnej, międzynarodowej platformy, która pomoże uchodźcom z Ukrainy. Może pani zdradzić coś więcej?

Pracujemy obecnie nad platformą, która pomoże m.in. w relokacji uchodźców. Jako Polacy rzuciliśmy się do pomocy, ale powoli zaczyna brakować miejsca, a trzeba pamiętać, że ci ludzie będą chodzić do lekarzy, dzieci do szkół, przedszkoli czy żłobków. W tym momencie każda pomoc będzie na wagę złota. Ostatnio moja przyjaciółka przywiozła do Konstancina 16 osób, którym nie mogliśmy znaleźć zakwaterowania. Hotele są przepełnione i nie ma znaczenia, ile kosztuje w nich miejsce do spania. Nie było ani jednego wolnego miejsca. Dlatego pomożemy tym, którzy ewentualnie będą chcieli pojechać dalej do państw, które są bogatsze, większe i które już też na nich czekają. Trzeba będzie też pomóc znaleźć pracę, nauczyć języka, oswoić z nową rzeczywistością, wobec której dzisiaj są bezradni.

W naszym kraju nawet Polacy mają problem, by np. zapisać swoje pociechy do przedszkola. Domyślam się, że w przypadku uchodźców będzie podobnie.

To bardzo trudna sytuacja. Moja przyjaciółka przyjęła rodzinę z dziećmi i chciała zapisać maluchy do przedszkola. W państwowej placówce było aż 100 osób oczekujących w kolejce, więc postawiła na prywatny ośrodek, ale powiedzmy sobie szczerze: kogo na to stać? Wielu Ukraińców mimo to często woli zostać w Polsce, ponieważ stąd mają blisko do domu, mówimy podobnym językiem, wierzą w to, że jeszcze wrócą do swojego kraju. Dlatego powinniśmy uzbroić się w tolerancję, wyrozumiałość i cierpliwość. Jesteśmy dla nich krajem pierwszego kontaktu. 

Karolina Gruszka rozmawia z córką o wojnie. "Dobrze wie, że tata jest Rosjaninem"
Karolina Gruszka opowiedziała, jak rozmawia z córką o wojnie w Ukrainie. Jej tata jest Rosjaninem, co sprawia, że temat jest szczególnie trudny

Joanna Przetakiewicz była na granicy polsko-ukraińskiej. "Po prostu ryczałyśmy"

Wszyscy widzimy obraz wojny w telewizji czy w internecie, ale dopiero pojechanie na granice pokazuje, jak wielką skalę ma ta tragedia. Była pani niedawno w Przemyślu. Co tam pani zastała?

Pojechałam do Przemyśla, gdzie powstało olbrzymie centrum pomocy humanitarnej, do którego trafiają uchodźcy z przejścia granicznego w Medyce. To, co się tam dzieje, to realna pomoc, o której już mówi cały świat. Mój kolega, który zatrudnia cztery tysiące osób z Ukrainy, razem z innymi wolontariuszami stworzył tam dla uchodźców małe miasteczko. Nie spali przez 40 godzin, by je wybudować: postawić prawie dwa tysiące łóżek, prowizoryczną przychodnię dla kobiet w ciąży czy nawet przedszkole. Nie ukrywam, że gdy tam się zjawiłam, to razem z moją przyjaciółką po prostu ryczałyśmy. Pojechaliśmy tam z naszymi współpracownikami. Widok totalnie odebrał nam wszystkim mowę.

Bycie wolontariuszem to często praca na drugi etat, bez chwili odpoczynku. W obecnych czasach można myśleć o wakacjach, czy w ogóle o planowaniu jakiejkolwiek przyszłości? 

Nikt tak naprawdę dziś nie wie, jak planować przyszłość. Wczoraj zadzwoniła do mnie Monika Olejnik, po prostu płacząc z bezradności, bo taka się pojawia, gdy słyszy się kolejne doniesienia. Mnie też to wszystko przeraża, chociaż z drugiej strony nie ma sensu bać się i rozpaczać, bo co nam to da? Strach spowoduje tylko, że zostaniemy bezsilni, ponieważ będziemy w histerii, w rozpaczy. To tylko uruchomi falę ogromnego chaosu. Dla mnie najlepszym planem na dziś jest plan małych kroków: tu i teraz, na dziś i jutro, bez wchodzenia w to, co będzie dalej. Dziś myślenie o przyjemnościach, chociażby planach na wakacje jest dla mnie abstrakcyjne. Niedawno jeden z magazynów z okazji ich jubileuszu podesłał mi moje stare zdjęcie z prośbą o jeden mały komentarz. Pomyślałam wtedy: Boże, kiedy wrócą te beztroskie, kreatywne czasy. Czasy rozwoju. Wojna to odwrotność rozwoju. To zburzenie wszystkiego dokoła. W tym spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Dziś nie ma nic ważniejszego niż pomoc tym ludziom i skoncentrowanie całej energii na tym jednym celu.

Mimo to wielu influencerów mówi, że są zmęczeni i powoli wracają do tego, co było przed wojną.

Nie możemy ciągle żyć w poczuciu rozpaczy i przerażenia. To spowoduje psychiczne przemęczenie i słabość. Musimy się wzmacniać i wspierać. Żyć również w normalności. Myślę, że teraz wszyscy najważniejsi influencerzy będą robić i jedno, i drugie: wstawiać posty dotyczące codziennego życia oraz równolegle pomagać na tyle, na ile to będzie możliwe i udostępniać w dobrej wierze swoje media społecznościowe.

Oczy całego świata skierowane są w stronę Ukrainy i nasze również. Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie tu:

Autor: Anna Pawelczyk-Bardyga

Źródło zdjęcia głównego: JAROSLAW ANTONIAK/MWMEDIA

podziel się:

Pozostałe wiadomości